Tym razem o książce, która bardzo mnie zaskoczyła. Trochę odwlekałam jej lekturę, licząc na to, że będzie słodko-uroczym peanem na temat Rzymu, albo historią, która absolutnie oderwana od rzeczywistości nie poruszy mnie w żadem sposób. Okazało się jednak, że absolutnie nie miałam pojęcia, co tak naprawdę znajduje się pod okładką.
Myślę o książce Nicky Pellegrino "Rzymska przygoda", która ujęła mnie i pochłonęła bez reszty. To historia osadzona w Rzymie lat 50. Opowieść o Serafinie córce prostytutki, która bardzo pragnie dla siebie i dla swych sióstr zupełnie innego życia. To historia o marzeniach i o trudach codzienności. No i wreszcie to opowieść o sile miłości, przywiązania i poświęcenia, ale zupełnie innego, niż moglibyśmy sobie wyobrazić.
Mam nieodparte poczucie, że gdy zaczyna się przygodę z tą lekturą czas zatrzymuje się w miejscu, a czytelnik przenosi się do magicznego Rzymu sprzed lat, gdzie życie płynie zupełnie innym rytmem i ceni się absolutnie odmienne wartości.
Główna bohaterka, Serafina, głęboko ceniąca samodzielność i niezależność, zdobywa posadę wśród licznej służby bogatego amerykańskiego śpiewaka Mario Lanzy. Przeżywa w rodzinie tenora wiele chwil radości i smutku. Jest tej rodzinie oddana bez reszty, ponieważ kocha się w głosie śpiewaka i przeżywa, jak wszyscy każde napięcia związane z jego stanem zdrowia i ducha. Dzięki tej pracy ma okazję poznać świat ludzi bogatych i wpływowych, ale w wolnej chwili odwiedza rodzinę, która mieszka na Zatybrzu w świecie zupełnie odmiennym od tego, do którego dostała się Serafina.
Klimat powieści doskonale oddaje krajobrazy i emocje tamtych czasów. Podczas czytania czuje się ciepło i niesamowitą empatię głównej bohaterki. Jest to bardzo zgrabnie napisana historia, która zachęca do słuchania muzyki z tamtego okresu. Muszę przyznać, że choć w fabule przeplata się prawda z fikcją literacką, to jest to książka, która do szablonowych ciepłych historii nie należy. Możemy w niej odnaleźć ciekawe informacje, dotyczące lat 50., a także zachwycić się błyskotliwymi wątkami, którymi raczy nas sama autorka.
Książkę gorąco polecam. Doskonale pasuje do niej gramofon i subtelne dźwięki płynące spod jego szpuli, a także łyk dobrego wina. Nawiasem mówiąc, pominę w recenzji te wszystkie rewelacyjne dania, od opisu których kubki smakowe domagały się ciągłego zaspokajania, a zmysł smaku szalał i miał ochotę na coraz to inne przysmaki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz