"Koniec świata" Izabelli Frączyk, to kolejna jej książka, z jaką dane było mi się zmierzyć. Muszę przyznać, że bardzo lubię czytać jej książki, ale chyba właśnie takie nastawienie rzutuje na ogólne wymagania, jakie rodzą się w mojej głowie przed ich przeczytaniem.
Tak było i tym razem. Dobra autorka, przyjemna proza, interesująca fabuła i ciekawe pióro, zatem oczekiwałam jeszcze czegoś więcej, co mogłabym pochwalić tym razem. No i przyznam szczerze, że w moim subiektywnym odczuciu książka jest bardzo przyjemna, ale zabrakło mi czegoś innego, zaskakującego. Mam poczucie, że ta pozycja nie porwała mnie tak, jak poprzednie trzy książki.
Fabuła opisuje życie kobiety spełnionej zawodowo, ale poszukującej szczęścia w życiu codziennym. Marylka ma dobrze płatną pracę, opiekuje się bratankiem i żyje w pięknym, dużym domu. Wszystko komplikuje nadchodzący koniec świata, który pozwala uporządkowanej kobiecie na odrobinę szaleństwa. Szaleństwa okupionego konsekwencjami i absolutną zmianą życia głównej bohaterki.
Wiem, że fabuła na pierwszy rzut oka nie zapowiada się ciekawie, ale książkę czyta się naprawdę przyjemnie. Autorka ma niezwykły dar do pisania fabuły w sposób zachęcający, intrygujący i ciekawy. Nie jest to jednak Frączyk, którą pokochałam w "Pokręconych losach Klary" <kliknij mnie>, a nawet w "Dziś jak kiedyś" <kliknij mnie>. Nie ewoluuje i jest przewidywalna, gdy ktoś z zainteresowaniem śledzi jej twórczość i czeka na kolejną książkę.
Muszę jednak podkreślić, że charakterologicznie należę do wiernych czytelniczek, które nie potrafią odpuścić książkom ulubionych autorów i z pewnością sięgnę po kolejną pozycję napisaną przez Izabellę Frączyk, by przekonać się, jaką fabułę autorka zaproponuje tym razem.
Co więcej, nie chcę negatywnie wpłynąć na odbiór jej prozy, bo gdyby to był mój debiut czytelniczy, z pewnością odebrałabym go dużo bardziej przychylnie. Apetyt prawdopodobnie rośnie w miarę jedzenia i czasem można poczuć pewien przesyt. Niemniej jednak książkę polecam, bo uważam, że jest naprawdę przyjemna.