Książka Wiktora Osiatyńskiego "Alkoholizm. Grzech czy choroba?" trafiła w moje ręce zupełnie przypadkowo. To nie jest ani lektura, po którą sięgnęłabym w wolnej chwili, ani książka zachęcająca do zapoznania się z treścią łatwą, lekką i przyjemną, ale obiecałam, że w wolnej chwili zapoznam się z problemem, który porusza i napiszę o swoich wrażeniach.
Cóż, po pierwsze jestem zdumiona, że problem alkoholizmu został opisany w tak interesujący sposób. Mam poczucie, że autor posługując się ciekawymi przykładami, zbudował interesujący traktat o tym, jak rozumieć alkoholizm. Nie mamy tu do czynienia z naukowym nagromadzeniem niejasnych sformułowań. Poznajemy specyfikę ludzi, którzy mają problem z piciem i poznajemy osobliwą specyfikę tej choroby.
Wydawać by się mogło, że bycie alkoholikiem jest drogą na skróty w życiu. Nie ma chyba nic łatwiejszego od 'zapijania problemów'. Okazuje się jednak, że to cały proces, że ma na tę chorobę wpływ zarówno aspekt psychologiczny, jaki i fizjologiczny, a nawet emocjonalny i że w zasadzie to nie jest wcale takie proste, bo pić może wielu, ale alkoholizm to jednak coś innego.
Sama definicja alkoholizmu na przestrzeni dziejów ewoluuje. Zmienia się pogląd na temat choroby. Dawniej uważano, że ludzie chorzy to wyłącznie brudni i biedni i pijący wszystko, co mocniejsze nieudacznicy. Dziś wiadomo, że ta choroba charakteryzuje tych, którzy spróbowali zaledwie kilka razy i mają problem, by nie stało się to chorobliwym nałogiem. Co więcej, status społeczny nie ma żadnego wpływu na statystykę uzależnienia. Najważniejszym wnioskiem, który według mnie wypływa z tej lektury to fakt, że pomoc w leczeniu choroby alkoholowej jest dziś dopracowana, a lekarze i psychologowie chcą pomagać i robią to z entuzjazmem, nie negując potrzeby pomocy.
Ważne też dla mnie jest stwierdzenie, że człowiek może dać drugiemu to, co sam posiada. Właśnie dlatego to alkoholicy często podejmują pracę z uzależnionymi. Uczą sami tego, czego ich nauczono i co im przekazano.
Książka buduje osobom postronnym pojęcie na temat sensu chodzenia na terapię. Jest to elementarz, który pozwala zrozumieć pracę, jaką należy wykonać, by człowiek uzależniony otworzył się i przyznał się do uzależnienia.
Uważam, że to lektura godna polecenia. Szczególnie dla tych, którzy chcieliby poznać problem alkoholizmu w sposób przystępny. Mam wrażenie, że ta pozycja spełnia właśnie to kryterium.
Sama definicja alkoholizmu na przestrzeni dziejów ewoluuje. Zmienia się pogląd na temat choroby. Dawniej uważano, że ludzie chorzy to wyłącznie brudni i biedni i pijący wszystko, co mocniejsze nieudacznicy. Dziś wiadomo, że ta choroba charakteryzuje tych, którzy spróbowali zaledwie kilka razy i mają problem, by nie stało się to chorobliwym nałogiem. Co więcej, status społeczny nie ma żadnego wpływu na statystykę uzależnienia. Najważniejszym wnioskiem, który według mnie wypływa z tej lektury to fakt, że pomoc w leczeniu choroby alkoholowej jest dziś dopracowana, a lekarze i psychologowie chcą pomagać i robią to z entuzjazmem, nie negując potrzeby pomocy.
Ważne też dla mnie jest stwierdzenie, że człowiek może dać drugiemu to, co sam posiada. Właśnie dlatego to alkoholicy często podejmują pracę z uzależnionymi. Uczą sami tego, czego ich nauczono i co im przekazano.
Książka buduje osobom postronnym pojęcie na temat sensu chodzenia na terapię. Jest to elementarz, który pozwala zrozumieć pracę, jaką należy wykonać, by człowiek uzależniony otworzył się i przyznał się do uzależnienia.
Uważam, że to lektura godna polecenia. Szczególnie dla tych, którzy chcieliby poznać problem alkoholizmu w sposób przystępny. Mam wrażenie, że ta pozycja spełnia właśnie to kryterium.
Książkę dostałam dzięki uprzejmości wydawnictwa
oraz
współpracy z blogiem Książki Moja Miłość