Kolejna przygoda z książką Kasi Bulicz-Kasprzak. Tym razem to pozycja "Nie licząc kota, czyli kolejna historia miłosna". No i wrażenia niezmiennie podobne. Czasem mam wrażenie, że autorka żyje w zupełnie innym świecie. Mamy w nim do czynienia z historiami, które zatwardziałym realistom się nie śniły. Pomijam gadające zwierzęta, ale myślę tu o ludziach.
Proza tej autorki jest niezwykle optymistyczna. Bohaterowie są pełni pozytywnych emocji, a każde przeciwności losu rozwiązują się bez większych ingerencji i poświęceń. Wiem, że to fikcja literacka, niektórzy mogą stwierdzić, że jej książki są naiwne, ale ja bardzo je lubię, bo wiem, że są niczym baśń i zawsze dobrze się kończą..
Być może czasem brakuje w nich morału, choć pointa bywa pogodnym zwieńczeniem toczącej się akcji. Podobnie jest właśnie w tej książce.
Wypada napisać coś o fabule. Główna bohaterka, Asia, wraca do miasteczka, z którego uciekła. Robi to na chwilę, bardzo niechętnie, nie spodziewając się, jak wiele niespodzianek na nią czeka. Musi zmierzyć się z przeszłością, by zacząć budować coś w teraźniejszości. Choć niepewnie kroczy ulicami małego miasteczka, to jest gotowa na zmiany. Dorosła i wszystkie historie z przeszłości zamyka, budując nowe przyjaźnie i współuczestnicząc w szczęściu innych.
A kot? Też się pojawia, jest bacznym obserwatorem poczynań dziewczyny. Komentuje jej dziwne nastroje, przygląda się, a gdy wszystko zaczyna się układać.. dumnie odchodzi..

Lekturę polecam, podobnie jak książkę, o której pisałam wcześniej i do której link Wam podsyłam <kliknij mnie>. Przyjemnej lektury i dużej dawki optymizmu! :)