Czekanie to najgorsza z możliwych czynności. Tym bardziej, gdy osoba czekająca należy do tych niecierpliwych (a ja niewątpliwie do tej grupy należę!). No i właśnie w takich momentach doskonale sprawdza się książka.
Ostatnio mój niecierpliwy charakter uratowała książka Agnès Martin-Lugand "Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę". Nie jest to pozycja gruba, nie jest to książka ambitna, ale jest idealna, gdy chcemy swoje myśli zająć czymś innym niż oczekiwaniem na..
Fabuła jest dość przytłaczająca. Opowiada o zmaganiach kobiety, która utraciła w wypadku męża i dziecko. Nie potrafi wyjść poza skorupę żałoby, którą szczelnie się obudowała. Nie chce funkcjonować normalnie, ponieważ nie wyobraża sobie, że jakakolwiek normalność bez najbliższych w ogóle istnieje. Dopuszcza do swojego świata bardzo specyficznego faceta - Feliksa, który lubi pić, bić się, woli mężczyzn i wchodzi w dziwne interakcje z ludźmi. Zdecydowanie nie był on moim ulubionym bohaterem.
Przyznam szczerze, że chyba każda postać w tej książce była dla mnie irytująca. Stało się tak, gdyż żadna z nich nie posiadała zrównoważonego charakteru, ale była wręcz naszpikowana bardzo skrajnym zestawem cech, które średnio do siebie pasowały.
Główna bohaterka, pomimo ogromnego żalu do życia, straszliwej traumy, jaką przeżyła i ogólnej bezsilności, wybiera życie z dala od bezpiecznego kąta, z dala od najbliższych i rusza do innego kraju, by się tam pozbierać. To zachowanie przeczy jej osobowości. W moim odczuciu to bardzo nieprzemyślany zgrzyt.
Fabułę czyta się szybko. Wiele się dzieje i sporo się zmienia, zarówno w myśleniu głównej bohaterki, jak i w życiu innych. Diane z bezsilnej przeobraża się w butną kobietę, by wreszcie walczyć o miłość Edwarda, która pojawia się i znika. Tego wątku też nie pojęłam. Moja wyobraźnia jest w stanie ogarnąć wiele, ale nie radzi sobie z brakiem płynności i niejasnością relacji przyczynowo-skutkowej. Podczas czytania tej lektury miałam sporo wątpliwości.
Chyba muszę zachęcić Was do tego, byście spróbowali przeczytać tę książkę, bo naprawdę po jej lekturze mam dość mieszane uczucia i nie potrafię jej ocenić. Tym razem pozostawiam to Wam. Tak będzie uczciwie.
Przyznam szczerze, że chyba każda postać w tej książce była dla mnie irytująca. Stało się tak, gdyż żadna z nich nie posiadała zrównoważonego charakteru, ale była wręcz naszpikowana bardzo skrajnym zestawem cech, które średnio do siebie pasowały.
Główna bohaterka, pomimo ogromnego żalu do życia, straszliwej traumy, jaką przeżyła i ogólnej bezsilności, wybiera życie z dala od bezpiecznego kąta, z dala od najbliższych i rusza do innego kraju, by się tam pozbierać. To zachowanie przeczy jej osobowości. W moim odczuciu to bardzo nieprzemyślany zgrzyt.
Fabułę czyta się szybko. Wiele się dzieje i sporo się zmienia, zarówno w myśleniu głównej bohaterki, jak i w życiu innych. Diane z bezsilnej przeobraża się w butną kobietę, by wreszcie walczyć o miłość Edwarda, która pojawia się i znika. Tego wątku też nie pojęłam. Moja wyobraźnia jest w stanie ogarnąć wiele, ale nie radzi sobie z brakiem płynności i niejasnością relacji przyczynowo-skutkowej. Podczas czytania tej lektury miałam sporo wątpliwości.
Chyba muszę zachęcić Was do tego, byście spróbowali przeczytać tę książkę, bo naprawdę po jej lekturze mam dość mieszane uczucia i nie potrafię jej ocenić. Tym razem pozostawiam to Wam. Tak będzie uczciwie.