Po przebrnięciu przez współczesną literaturę erotyczną,
otrzymałam książkę Leopolda von Sacher-Masocha "Wenus w furze".
Czytając wzmianki o tej książce spodziewałam się (być może przez pryzmat
przeczytanych wcześniej lektur) buchającego i soczystego erotyzmu, nieco
wulgarnego, perwersyjnego i kontrowersyjnego opisu scen intymnych.
O książce wiedziałam
od momentu, gdy na Festiwalu w Cannes, Roman Polański pokazał swój film, inspirowany
tą powieścią i zachwycił nim widownię. Przyznam szczerze, że moja wizja tej
powieści, przed jej przeczytaniem, była zupełnie inna, choć znając kino
Polańskiego, mogłam spodziewać się niedomówień i tajemniczego, ale mrocznego
erotyzmu.
Faktem jest, że mogę tylko podejrzewać za co mistrz Polański
pokochał tę książkę, ale muszę przyznać, że ja również zapałałam do niej
uczuciem. Przede wszystkim urzekło mnie w niej to, że czytając ciągle czułam
niedosyt, co skutecznie prowokowało, by zagłębiać się w treść coraz intensywniej.
Poza tym, uważam, że książka w bardzo interesujący sposób definiuje miłość i
wszystkie stany, które są jej konsekwencją: „Miłość jest tajemniczą drogą i
rozkoszną potęgą, która nas porywa, gdzie sama chce. A my się nie bronimy, nie
pytamy nawet, dokąd nas prowadzi i co z nami uczyni” (s. 94).
Fabuła nie jest zaskakująca. Opisuje relacje między
Sewerynem, a Wandą – tytułową kobietą w futrze, Wenus, która stała się jego
panią, której zachcianki musiał spełniać, która mogła smagać go biczem, gdy
poczuła taką potrzebę. Seweryn bezgranicznie zatracił się w miłości do
tytułowej Wenus. Czytamy: „nic tak mężczyzny nie zdoła porwać i odurzyć, jak
postać pięknej i despotycznej kobiety, która w sposób bezwzględny zmienia
kochanków jak rękawiczki…” (s.13).
Obraz tej zależności zakochanego w kobiecie mężczyzny –
niewolnika uczuć, jest opisem eksperymentu, który miał miejsce w 1869 roku i
polegał na tym, że przez sześć miesięcy sam Masoch był niewolnikiem pewnej
damy. Opis erotyzmu przełomu XIX i XX wieku, o którym pisze autor, dziś
czytelników może męczyć, ale upieram się, że to klasyka gatunku i warto tę
pozycję przeczytać, by mieć świadomość jak rozwijała się literatura erotyczna
na przestrzeni wieków. Proza Masocha opublikowana w 1870 roku okazała się
bestsellerem i rozpoczęła dyskusję na temat różnego rodzaju patologii
seksualnych.
Pomijam fakt, iż sam tekst nie zachwyca. Książka napisana
jest językiem prostym, bez udziwnień, ale bardzo podobały mi się nawiązania do
klasyków literatury światowej i do motywów mitologicznych. Przeszkadzał mi oczywiście
dostrzegalny młodopolski mizoginizm: „Na namiętności mężczyzny opiera się moc
kobiety, której ona nigdy nie omieszka wykorzystać, jeżeli tylko mężczyzna nie
ma się na baczności. Musi on być albo jej tyranem, albo niewolnikiem… jedno z
dwojga. Wybór do niego należy. Jeśli się jej podda, oho! Wprzągł się w jarzmo i
niebawem poczuje chłostę” (s. 19-20), ale to element kulturowy naszej
obyczajowości, więc musiałam go jakoś przełknąć.
Książkę polecam tym, którzy mają ochotę zmierzyć się z
obyczajowością nieco nam obcą, z seksualnością niewypowiedzianą wprost, z
miłością zapisaną inaczej niż znaną nam z lektury Greya czy Crossa. No i
oczywiście polecam ją tym, którzy chcieliby dowiedzieć się skąd wziął się
termin ‘masochizm’ i poznać różne definicje miłości.
Książkę dostałam dzięki uprzejmości wydawnictwa
oraz
współpracy z blogiem Książki Moja Miłość
Muszę przyznać, że zdanie, które przytoczyłaś jako przykład mizoginizmu nieco mnie odstraszyło:) Nie tyle nawet tym, jaką postawę w stosunku do kobiet przedstawia, co samy stylem. Jednak mam ochotę zmyć ten niesmak, który został mi po przeczytaniu kilku stron Greya, a skoro mówisz, że to coś zupełnie innego...:)
OdpowiedzUsuńPolecam, choć zdaję sobie sprawę, że tę książkę wypada oceniać raczej przez pryzmat ewoluującego erotyzmu w literaturze i jako klasykę gatunku, a nie jako literacki smaczek ;)
Usuń