Otóż przyznam się szczerze, że czytuję tzw. prozę erotyczną i choć sama nazwa zawiera w sobie takie emocje jak szybsze bicie serca, drżenie rąk, powiększone źrenice i wiele innych objawów, to faktycznie owa erotyka w przeczytanych przeze mnie pozycjach bywa bardzo przekombinowana, a czasem wręcz nużąca.
Pierwszą przeczytaną przeze mnie książką z tegoż właśnie gatunku, była oczywiście trylogia o pięćdziesięciu twarzach.. Ponoć było ich tak wiele, a ja dostrzegłam tylko jedną, jedną twarz, jedną postać, z ograniczonymi cechami charakteru, stworzoną w bardzo płytki sposób. Faktycznie pewna tajemnica, którą autorka odsłaniała w kolejnych częściach, powodowała napięcie, ale nie było ono w żaden sposób powodowane prozą, a tego nie lubię. Nie neguję zdolności autorki, bo całość czytało się bardzo przyjemnie, acz niewątpliwie proza, którą tworzy nie należy do moich ulubionych.
Wydaje mi się, że ja wręcz nie lubię takiej prozy. Jest dla mnie tak bardzo nierzeczywista, poniekąd abstrakcyjna, gdyż nie zawiera w sobie żadnych kontekstów, które motywują szare komórki do poszukiwań w zakamarkach umysłu innych informacji, ciekawych odniesień. Dlatego też nie czuję potrzeby, by kolejne tomy szczegółowo omawiać. Tym bardziej, że wierząc statystykom, wiele osób przeczytało tę trylogię.
Podobnie dzieje się z kolejną (chyba trylogią), która wpadła w moje ręce. Miałam nadzieję, że choć ona wzbudzi we mnie drżenie ciała i przyspieszy bicie serca.. Mówię tu o przeczytanych przeze mnie częściach (dwóch) przygód Crossa. W tym przypadku zawiodłam się ogromnie, bo fabuła była tak nieprawdopodobnie podobna do trylogii o Greyu, że czytając, przecierałam oczy ze zdziwienia i zmęczenia zarazem.
Wiedząc, że literatura erotyczna tak długo znajduje się na listach bestselerów książkowych poczułam ukłucie smutku i żalu, że być może to ja czegoś nie rozumiem, być może nie rozumiem podejścia do erotyki autorek, które reprezentują inne kultury (bo przecież pierwsza twórczyni jest Angielką, a druga Amerykanką).
W ramach rehabilitacji mojego podejścia do erotyków sięgnęłam po książkę Katarzyny Michalak "Mistrz" i moi drodzy.. Tak! Serce zabiło mi mocniej, choć sytuacja przedstawiona w lekturze jest zdecydowanie nierealna, bohaterowie nie są wielowymiarowi, a sama akcja nie ma w sobie wiele mądrości życiowej, to będę broniła tej pozycji własną piersią, ponieważ uważam, że polska powieść erotyczna jest naprawdę interesująca. Owszem ma w sobie więcej fikcji niż prawdy, ale taka już domena tego gatunku. Jednakże sposób budowania napięcia, charakterystyka postaci, i wszystko, co można porównać (w literaturze obcej i polskiej) zawsze, w moim subiektywnym odczuciu, będzie na korzyść naszej rodzimej prozy. Z czego to wynika? Być może humor i polot Katarzyny Michalak jest mi bliższy, być może jej postacie są dla mnie bardziej rzeczywiste niż pozostali bohaterowie erotyków. Na to pytanie nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć, ale wiem jedno, o gustach się nie dyskutuje.
Co więcej Katarzyna Michalak zasłynęła tworząc subtelną literaturę kobiecą, zaś autorki, których twórczość przytoczyłam powyżej, nie są mi znane z innych pozycji, poza kolejnymi tomami przygód o erotycznych zmaganiach głównych bohaterów.
Cóż, dziś dość refleksyjnie. Niekoniecznie dogłębnie, ale w tym temacie górę biorą emocje i one podpowiadają, co tak naprawdę się podoba, a emocje nie potrzebują argumentacji i uzasadnień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz