Ostatni tegoroczny wpis 
chciałabym poświecić książkom, o których nie pisałam, a które bardzo 
chciałabym polecić, bo zostały w moim serduchu na dłużej.
Pierwszą z tych pozycji i niezaprzeczalnie najbliższą memu sercu jest "Dom Kalifa. Rok w Casablance". Autor książki, mieszkający
 w Anglii Tahir Shah, postanawia przenieść się do Maroka i tam ułożyć 
swoje życie. Poznajemy jego perypetie związane z obcą kulturą, nietypową
 codziennością i relacjami, które od podstaw nawiązuje z mieszkańcami 
Casablanki. Co więcej, całość okraszona jest tak niebywałym poczuciem 
humoru, które niweluje wszystkie przykre przygody, jakie na swej drodze 
spotyka. Tę książkę mogę polecić w każdym kontekście. Jest świetna, 
jeśli chcemy zanurzyć się w innej rzeczywistości, opisanej przez 
człowieka z ogromnym dystansem do świata i wrodzoną siłą pozytywnego 
myślenia. Dla mnie to książka o pięknie Maroka, o tradycji, która jest 
święta i o ludziach, żyjących bez pośpiechu, z uśmiechem witających 
każdy kolejny dzień, niezależnie od tego, co ze sobą niesie. 
Chciałabym
 wspomnieć też o pisarzu, który jest moim prywatnym odkryciem i 
niewątpliwie zawrócił w mojej głowie dość skutecznie, bo bardzo lubię 
jego twórczość. Jest to Paul Auster, pisarz amerykański, którego 
poznałam dzięki "Księdze złudzeń". Nigdy nie zapomnę tej książki i tego,
 ile zaskoczeń dzięki niej przeżyłam. Jak można tworzyć w literaturze 
nieme kino? Paul Auster robi to fenomenalnie! Jego powieści są próbą 
przekroczenia granic, tworzą paradoksy, budują świat surrealistyczny, 
ale nie odbiegają od norm, które wykorzystuje codzienność. W tej książce
 mamy do czynienia z emocjami warunkującymi ludzkie życie. Piszę o 
"Księdze złudzeń", ale to nie znaczy, że inne jego książki nie są warte 
uwagi. Wręcz przeciwnie, ja polecam wszystkie pozycje, które stworzył 
Paul Auster. Wiem, że to literatura dla określonej grupy odbiorców, ale 
dziś piszę o moich literackich bestsellerach. Książki Austera 
zdecydowanie należą do tej grupy!
Kolejna
 książka wywoła w mojej głowie najwięcej emocji. Bo 
jak można pozwolić sobą tak pomiatać? Jak można wierzyć, że miłość aż 
tak boli? Myślę tu o książce "Strefa cienia. Trzy lata z psychopatą" 
Wiktorii Zender. Pamiętam te wszystkie emocje, które nie pozwalały mi 
doczytać kolejnej strony. Byłam wręcz oburzona postępowaniem głównej 
bohaterki. Z psychologicznego punktu widzenia i jako 
czytelnik-obserwator, rozumiałam, dlaczego główna postać zachowuje się 
jak ofiara. Z mojego, subiektywnego punktu widzenia, to była 
najstraszniejsza historia, jaką przeczytałam. Siedzi we mnie do dziś i 
uważam, że warto mówić o tym problemie, bo nie jest on jednostkowy, a być 
może otworzy oczy innym, którzy nie potrafią się zachować wobec krzywdzonych kobiet.
Moją
 uwagę skupiłam również na książce Artura Domosławskiego "Kapuściński 
non-fiction". Bardzo cenię Kapuścińskiego jako pisarza-reportera i 
przyznam szczerze, że irytowały mnie opinie, które próbowały jego 
twórczość odbarwić, nieustannie zarzucając mu brak rzetelności podczas 
pisania. To przecież oczywiste, że twórca wybiórczo porusza się po 
przestrzeni, którą opisuje. Nawet tworząc reportaże, posługując się 
faktami i odwołując się do zastanej rzeczywistości postrzeganie każdego 
człowieka jest inne i każdy ma prawo do uwydatnienia tego, co dla niego 
bardziej wartościowe. Co ważne, to była pierwsza książka, która 
rozpoczęła tak intensywną dyskusję o tym, czy należy biografię ważnej 
osobistości traktować wybiórczo i przedstawiać pozytywy z życia twórcy, 
czy może należy pisać o wszystkim, o romansach, wadach, codziennych 
problemach, które co prawda nie miały bezpośredniego wpływu na 
twórczość, ale tworzyły opisywaną w biografii postać. Bardzo doceniam 
Domosławskiego, bo uważam, że ta pozycja nie jest przegadana i nudna. 
Uważam, że jego książka przedstawia człowieka, z którego zdarta została 
maska geniuszu. Ta książka opisuje człowieka z krwi i kości, człowieka o
 ogromnym talencie i ciekawości świata. Bardzo tę pozycję polecam! 
Książka obyczajowa, o której chciałabym napisać to "Norwegian Wood" Murakamiego. 
Przyznam szczerze, że jego twórczość okazała się dla mnie prawdziwym 
odkryciem. Tym bardziej, że długo wzbraniałam się przed czytaniem 
jego prozy, twierdząc, że i tak poznam pióro tłumacza, a nie mistrza Murakamiego, o którego kunszcie pisarskim tyle się nasłuchałam. "Norwegian Wood" było pierwszym podejściem i uważam, że to był strzał w dziesiątkę. Historia, którą przedstawił Murakami okazała się niezwykle plastyczna i inna niż te przedstawiane przez twórców z Europy i Ameryki. Stwierdzam, że to zupełnie inna wrażliwość niż ta, z którą do tej pory miałam przyjemność obcować. Murakami porusza te struny naszej duszy, do których inny pisarz nie jest w stanie dotrzeć. Za to bardzo cenię jego książki, bo po "Norwegian Wood" przeczytałam wiele innych jego propozycji.
Ostatnia lektura, to książka Mendozy "Brak wiadomości od Gurba". Dziwna pozycja, ale chciałabym skończyć tę listę moich prywatnych bestsellerów pozytywnie, a ta lektura, choć nie jest gruba, to ubawiła mnie do łez. Autor po mistrzowsku zakpił ze świata, wprowadzając jako głównego bohatera kosmitę, oceniającego Ziemię z logiczną dokładnością. Przyznam szczerze, że to zestawienie kosmity-narratora jest doskonałym sposobem na poprawę nastroju. Tym bardziej, gdy jego podróż w poszukiwaniu Gurba i walka ze światem i obcą kulturą są dla nas, żyjących na Ziemi, banalną codziennością. Fenomenalna pozycja - kto czytał, ten wie!
Kończąc, muszę podkreślić, że książek, o których chciałabym napisać jest dużo więcej, ale ograniczę się do tych pięciu. Przynajmniej w tym roku. Co przyniesie rok 2014? Mam nadzieję, że same pozytywne propozycje książkowe. Tego z całego serducha Wam wszystkim życzę, dziękując jednocześnie, że do mnie zaglądacie.



















