Dziś kilka słów o książce tematycznej. Mam na myśli magiczną pozycję "I co my z tego mamy?" Dominiki Figurskiej i Agaty Puścikowskiej. To książka-rozmowa. Być może zainteresuje przyszłe mamy, bo właśnie o macierzyństwie traktuje. Jest jednak mały haczyk, ponieważ obie autorki mają po pięcioro dzieci i właśnie o życiu w wielodzietnych rodzinach opowiadają.
No tak, dla mnie to dość abstrakcyjna pozycja, tym bardziej, że jestem etapie 'pierwszego dziecka w drodze'. Moje doświadczenie obecnie nie pozwala przyswoić treści, do których przekonują autorki. W pewnym momencie miałam wrażenie, że biorę udział w nobilitacji rodzin wielodzietnych kosztem wszystkich pozostałych, choć autorki odżegnują się od tej tezy, to jednak trudno inaczej interpretować dwa głosy brzmiące w tej książce niemal jednakowo.
Obie kobiety przekonują, iż rodziny wielodzietne to ich wybór, może nie od pierwszej ciąży, ale zdecydowały się na ten krok świadomie. Dzieci to prawdziwa radość, zaś fakty związane z poświęceniem kariery na rzecz rodziny to bujda na resorach. Przekonują, że po trzecim dziecku coś pęka i zaczyna się czas lepszy. Nie dążą do doskonałości, która nie istnieje, lepiej organizują sobie czas i dzięki temu mogą pozwolić sobie na aktywność zawodową. Krytykują swoje podejście do pierwszego dziecka i przekonanie, że muszą udowodnić światu, iż są idealne, pełne poświęceń i czasu wyłącznie dla dziecka. Podkreślają, że bycie książkową matką Polką się nie sprawdza.
Obie są zachwycone swoimi rodzinami, choć nie koloryzują i nie idealizują ich, co mnie niewątpliwie ujęło. Tym bardziej, że dziś dobra matka potrafi WSZYSTKO już przed poczęciem pierwszego dziecka. Doskonale radzi sobie w każdej sytuacji i do tego wygląda pięknie i jest miła dla reszty świata. Mam poczucie, że warto było przeczytać tę książkę, by się przekonać, że tak naprawdę to fikcja.
Młoda kobieta uczy się wychowywać dziecko od momentu, w którym ono przychodzi na świat. Nikt wcześniej nie posiadł wiedzy wystarczającej, by bez odrobiny strachu od razu odnaleźć się w nowej sytuacji. To właśnie dzieci uczą nas tego wszystkiego, nie żadne mądre książki i złotouste doradczynie. Wraz z kolejnym dzieckiem przychodzi większa radość i mniejszy strach, że zrobimy coś nie tak, a prawdopodobnie przy piątym potomku nabyte doświadczenie pozwala nam zlikwidować zbędny strach i czerpiemy wyłącznie macierzyńską radość. To możliwe, ale niekoniecznie osiągalne.
Książka uspokoiła mnie. Uświadomiła, że choć dałbym z siebie wszystko, a nawet jeszcze więcej, mam prawo nie mieć pojęcia jak radzić sobie z niemowlakiem. Wszystkie mamy do tego prawo. Co więcej, życie nas tego lepiej nauczy niż wszelkiego rodzaju teorie. Właśnie dlatego polecam tę pozycję kobietom, które mają wątpliwości. Otóż mamy je wszystkie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz