Skandynawia to miejsce o dość specyficznej, w moim odczuciu, estetyce. Mam tu na myśli zarówno prozę, jak i film. Kino skandynawskie od zawsze jest dla mnie magiczne. Uwielbiam filmy osadzone w tamtejszych realiach. Kocham te malownicze i surowe krajobrazy oraz aktorów, których gra polega głównie na przekazywaniu maksimum emocji za pomocą minimum wyrazu.
Z taką świadomością sięgnęłam po "Jedenastą powieść, osiemnastą książkę", którą napisał Dag Solstad, prozaik norweski. Spodziewałam się norweskiego chłodu, ale na kartach powieści znalazłam dopracowaną, w najdrobniejszych szczegółach, postać bohatera, który posiada w sobie wiele zaskakujących, rozbudowanych cech charakteru, wiele emocji i solidną dawkę egzystencjalizmu.
Fabuła przedstawia losy intelektualisty - Bjørna Hansena, człowieka, który w życiu nie podejmuje ważnych decyzji, ale poddaje się codzienności, która prowokuje jego wybory. Jego świat jest przewidywalny, króluje w nim nuda i rozpacz. Mam wrażenie, że z wiekiem doskwiera mu poczucie niespełnienia i braku wpływu na swój los. Nie potrafi odnaleźć w pamięci powodów, dla których zostawił żonę i odszedł do Turid Lammers. Nie potrafi uzasadnić, dlaczego pracuje jako skarbnik, co spowodowało, że znalazł się kongsberskim Towarzystwie Teatralnym, etc.
Bjørn Hansen płynął w swoim życiu z prądem.. aż do pewnego momentu, w którym wpada na pewien pomysł. Postanawia, będąc zupełnie zdrowym, spędzić na wózku inwalidzkim resztę swoich dni. Jego koncepcja ma spowodować, że wreszcie będzie miał wpływ na własne życie.
Choć książka nie jest pokaźnych rozmiarów, to zapewniam, że po jej przeczytaniu będziecie mieli poczucie, że bardzo szczegółowo zapoznaliście się z głównym bohaterem. Sama mam wrażenie, że poznałam jego myśli, wczułam się w jego niepewność, poczułam chłód jaki towarzyszył mu w relacjach z synem, kochanką, lekarzem i innymi ludźmi. Mam nawet wrażenie, że zrozumiałam jego późniejsze działania. I to niewątpliwie jest moc prozy, którą tworzy Dag Solstad. To zdecydowanie nurt egzystencjalny z domieszką prozy psychologicznej, ponieważ w głowie bohatera kłębią się emocje i uczucia, których nie uzewnętrznia, ale czytelnik ma do nich wgląd. Sama fabuła jest dość depresyjna i pesymistyczna.
Cechami egzystencjalizmu jest poczucie beznadziejności głównego bohatera, który może się mu poddać (co Bjørn Hansen robił do czasu realizacji swojego pomysłu), może nadać życiu jakiś cel (czyli realizację swojego planu), a nawet może popełnić samobójstwo, które będzie wyrazem buntu przeciw zastanej rzeczywistości (na to główny bohater się nie decyduje).
Muszę też dodać, że nie dostrzegam w tej prozie wpływów Gombrowicza, do których sam autor się przyznaje. Nie dostrzegam w jego utworach specyfiki, którą charakteryzuje proza Gombrowicza. Zdecydowanie powiązałabym go z Sartrem oraz z innymi twórcami egzystencjalizmu.
Od siebie dodam, że bardzo odpowiada mi taka narracja, choć nie jest ona łatwa w odbiorze. Pomimo prostej, czasem nudnej fabuły, przez którą oko prześlizguje się bardzo płynnie, odnajduję też sporo treści tworzących postać, które należy wychwycić i połączyć z innymi, by główny bohater stał się wielowymiarowy, by poznać jego poglądy i relacje, jakie buduje z innymi bohaterami. To powoduje pewną trudność i uwydatnia specyfikę skandynawskiej estetyki, która do łatwych, lekkich i przyjemnych nie należy.
Książkę polecam cierpliwym czytelnikom, koneserom Skandynawii, ciekawym egzystencjalizmu w prozie i wszystkim pozostałym, których brak wartkiej akcji nie przeraża.
Książkę dostałam dzięki uprzejmości wydawnictwa
oraz
współpracy z blogiem Książki Moja Miłość
Skandynawskie klimaty to dla mnie nadal nie zbadany obszar. Zaintrygowałaś mnie.
OdpowiedzUsuń..bardzo zachęcam, bo to osobliwa odskocznia od znanej nam prozy polskiej, angielskiej, amerykańskiej, z którą mamy najczęściej do czynienia ;)
UsuńKino skandynawskie znam bardzo dobrze i mogę powiedzieć, że to mój "konik". "Pozwól mi wejść", "Jabłka Adama", "Kłopotliwy człowiek" - to jedne z najlepszych filmów ostatnich kilku lat. Skandynawskiego "słowa" jednak nie miałem okazji nawet liznąć. Dzięki, zapowiada się dobra literatura.
OdpowiedzUsuńMoim numerem jeden jest niewątpliwie "Księga Diny", ale "Jabłka Adama" i "Pozwól mi wejść" są również w tej ścisłej czołówce. Takiemu miłośnikowi kina skandynawskiego tym bardziej polecam książkę Daga Solstada!
UsuńHm, od wczoraj wszędzie trafiam na książki z serii Kontynenty... Jeśli spotkam ten tytuł na pewno przeczytam.
OdpowiedzUsuńBardzo cenię sobie tę serię i to wydawnictwo, bo rozpowszechnia nieszablonową literaturę, godną polecenia, przeczytania i przyswajania ;)
Usuń