niedziela, 28 lipca 2013

O miłości słów kilka

Po przebrnięciu przez współczesną literaturę erotyczną, otrzymałam książkę Leopolda von Sacher-Masocha "Wenus w furze". Czytając wzmianki o tej książce spodziewałam się (być może przez pryzmat przeczytanych wcześniej lektur) buchającego i soczystego erotyzmu, nieco wulgarnego, perwersyjnego i kontrowersyjnego opisu scen intymnych.

O książce wiedziałam od momentu, gdy na Festiwalu w Cannes, Roman Polański pokazał swój film, inspirowany tą powieścią i zachwycił nim widownię. Przyznam szczerze, że moja wizja tej powieści, przed jej przeczytaniem, była zupełnie inna, choć znając kino Polańskiego, mogłam spodziewać się niedomówień i tajemniczego, ale mrocznego erotyzmu.

Faktem jest, że mogę tylko podejrzewać za co mistrz Polański pokochał tę książkę, ale muszę przyznać, że ja również zapałałam do niej uczuciem. Przede wszystkim urzekło mnie w niej to, że czytając ciągle czułam niedosyt, co skutecznie prowokowało, by zagłębiać się w treść coraz intensywniej. Poza tym, uważam, że książka w bardzo interesujący sposób definiuje miłość i wszystkie stany, które są jej konsekwencją: „Miłość jest tajemniczą drogą i rozkoszną potęgą, która nas porywa, gdzie sama chce. A my się nie bronimy, nie pytamy nawet, dokąd nas prowadzi i co z nami uczyni” (s. 94).

Fabuła nie jest zaskakująca. Opisuje relacje między Sewerynem, a Wandą – tytułową kobietą w futrze, Wenus, która stała się jego panią, której zachcianki musiał spełniać, która mogła smagać go biczem, gdy poczuła taką potrzebę. Seweryn bezgranicznie zatracił się w miłości do tytułowej Wenus. Czytamy: „nic tak mężczyzny nie zdoła porwać i odurzyć, jak postać pięknej i despotycznej kobiety, która w sposób bezwzględny zmienia kochanków jak rękawiczki…” (s.13).

Obraz tej zależności zakochanego w kobiecie mężczyzny – niewolnika uczuć, jest opisem eksperymentu, który miał miejsce w 1869 roku i polegał na tym, że przez sześć miesięcy sam Masoch był niewolnikiem pewnej damy. Opis erotyzmu przełomu XIX i XX wieku, o którym pisze autor, dziś czytelników może męczyć, ale upieram się, że to klasyka gatunku i warto tę pozycję przeczytać, by mieć świadomość jak rozwijała się literatura erotyczna na przestrzeni wieków. Proza Masocha opublikowana w 1870 roku okazała się bestsellerem i rozpoczęła dyskusję na temat różnego rodzaju patologii seksualnych.

Pomijam fakt, iż sam tekst nie zachwyca. Książka napisana jest językiem prostym, bez udziwnień, ale bardzo podobały mi się nawiązania do klasyków literatury światowej i do motywów mitologicznych. Przeszkadzał mi oczywiście dostrzegalny młodopolski mizoginizm: „Na namiętności mężczyzny opiera się moc kobiety, której ona nigdy nie omieszka wykorzystać, jeżeli tylko mężczyzna nie ma się na baczności. Musi on być albo jej tyranem, albo niewolnikiem… jedno z dwojga. Wybór do niego należy. Jeśli się jej podda, oho! Wprzągł się w jarzmo i niebawem poczuje chłostę” (s. 19-20), ale to element kulturowy naszej obyczajowości, więc musiałam go jakoś przełknąć.

Książkę polecam tym, którzy mają ochotę zmierzyć się z obyczajowością nieco nam obcą, z seksualnością niewypowiedzianą wprost, z miłością zapisaną inaczej niż znaną nam z lektury Greya czy Crossa. No i oczywiście polecam ją tym, którzy chcieliby dowiedzieć się skąd wziął się termin ‘masochizm’ i poznać różne definicje miłości.

Książkę dostałam dzięki uprzejmości wydawnictwa
oraz
współpracy z blogiem Książki Moja Miłość

środa, 24 lipca 2013

Sentencjonalnie

Cały dzisiejszy plan dnia wziął w łeb, gdy zaczęłam przygodę z książką


poniedziałek, 22 lipca 2013

Uwielbiam to, co dziwne

Chciałabym bardzo zachęcić wszystkich, którzy lubią nieprzeciętne fabuły do przeczytania prozy Kevina Wilsona "Rodzina na pokaz". Mam poczucie, że ta książka długo zostanie w mojej głowie, bo jest tak dziwna, że aż chce się wierzyć w moc twórczą ludzkiego intelektu.

Początki były trudne, ale raczej chodzi tu o przestawienie swojego światopoglądu tak, by móc odbierać przekazywane przez autora treści. Co mam na myśli? Wyobraźcie sobie, że czytacie absolutnie fikcyjną historię, w której ludzie zachowują się tak dziwnie, że to nie może być możliwe, ale gdy wertujecie strony i wgryzacie się w ten świat, okazuje się, że to faktycznie jest normalne.. najpierw dla stworzonych postaci, a potem dla Was.. Po prostu przyjmujecie fabułę, skoro jest ona normalna dla bohaterów książki, to zaczyna być normalna i dla Was.

Trochę o treści, tak na zachętę.. Główni bohaterowie to rodzina Fangów, rodzice i dwójka dzieci. Zajmują się oni kreowaniem rzeczywistości tzn. odgrywają przemyślane scenki w dość specyficznych miejscach, by zaintrygować gapiów i spowodować jakąkolwiek reakcję. Dzieciom przeszkadza taka rzeczywistość, dorastają bowiem w przestrzeni, która jest dla nich niepewna. Uciekają od rodziców, którzy doskonalą swoje choreograficzne umiejętności, szykując coraz bardziej spektakularne przedstawienia..

Książka fascynuje mnie z wielu powodów. Głównie, jak już pisałam, pociąga mnie fabuła, która pomimo swej prostoty pozwala na rozważania niemal filozoficzne. Dostrzec tu można znany z wielu dzieł topos życia teatru. Autor świadomie, bądź też nie, prowokuje do rozważań na temat dojrzewania, dorosłości, egzystowania w świecie, nakładania masek w kontaktach międzyludzkich, łączy człowieka z kulturą i naturą. Mam wrażenie, że przekaz - tej niezwykle zgrabnie napisanej powieści - jest wielowymiarowy, przez co sama fabuła (choć prosta) nie pozwala o sobie zapomnieć.

Od zawsze lubiłam dziwne książki, zachęcające do przeróżnych interpretacji i analiz, być może dlatego kocham Gombrowicza i jego zabawę słowem i być może właśnie dlatego pokochałam świat Kevina Wilsona, który kusi i zmusza moje szare komórki do czytania przez pryzmat wielu kontekstów, które mi się nasuwają. 

Uwielbiam twórców, którzy potrafią motywować do myślenia, właśnie tak zadziałała na mnie ta książka, dlatego serdecznie ją polecam wszystkim tym, którzy lubią nieszablonowe, dziwne i intelektualnie rozwijające treści.