czwartek, 29 sierpnia 2013

O kobietach

Dziś parę słów o kobietach. Mam poczucie, że płeć piękna jest bardzo specyficzna. Moje rozważania powodowane są książką Iwony Skrzypczak "Bo we mnie jest ex" ..czy nie jest tak, że kobieta zwykle szuka powodu do tego, by się choć trochę unieszczęśliwić, by stwierdzić, że w życiu nie jest traktowana jak księżniczka i by wywnioskować, że jej życie nie jest usłane różami i na tym skupia całą swoją uwagę i energię? Chyba tak trochę jest moje drogie Panie.

Książka Iwony Skrzypczak nastroiła mnie dość filozoficzne, choć zapewniam, że to nie jest pozycja, która o tej tematyce traktuje. Sama fabuła jest tak prosta i przewidywalna, że aż trudno doszukiwać się w niej czegoś, co mogłoby zachęcić czytelnika do brnięcia przez kolejne strony, ale uważam, że i takie fabuły są czasem potrzebne. Mnie na przykład skłoniły do przemyśleń związanych z tym, co osiągalne i nieosiągalne.

Główna bohaterka wplątana jest w układ z dwoma mężczyznami, z którego nie potrafi wybrnąć. Będąc z jednym, myśli o drugim. Ciągle próbuje w tych relacjach wybrać tę, która będzie dla niej najlepsza. Okazuje się bowiem, że panowie, choć są samcami alfa, to różnią się wszystkim. Pierwszym jest Piotr, ustatkowany, zamożny, pracujący w Londynie, dobrze ubrany, niezwykle szarmancki i przystojny specjalista od IT. Drugi to Max, muzyk o charyzmatycznym usposobieniu, żyjący z dnia na dzień, prowadzący życie oparte na zabawie. Ten z nich, który jest daleko zwykle wygrywa ze swoim rywalem, ponieważ główna bohaterka go idealizuje. Ten zaś, który jest na wyciągnięcie ręki, staje się nieatrakcyjny, bo posiada wady. No i właśnie główna bohaterka nie potrafi zdecydować, którego z nich kocha. Typowo babski galimatias!

No a jeśli chodzi o mój wywód, od którego zaczęłam. Po przeczytaniu tej banalnej książki mam wrażenie, że inaczej nie można było opisać babskich rozterek, bo przecież one zwykle są takie banalne. Kobiety bardzo często idealizują w swojej głowie świat, który jest dla nich niedostępny. Starają się do niego dotrzeć, dogonić przysłowiowego króliczka, ale chyba właśnie najbardziej atrakcyjny jest sam pościg. Zdobycie celu automatycznie umniejsza jego walory. Podobnie dzieje się w relacjach damsko-męskich. 

Kobieta w literaturze często chce, by jej ideał, książę na białym koniu, zauważył ją. Stara się wszystkimi dostępnymi środkami zdobyć jego serce, a gdy już ów mężczyzna jest blisko.. okazuje się, że to nie ideał, bo ma wady! Bardzo często popada wtedy we frustrację i mamy literacką analizę wewnętrzną postaci, wielostronicowymi rozważaniami na temat, co by było gdyby.. albo postanawia poszukać kogoś lepszego, wtedy czytamy książkę z akcją o tzw. kobietach wyzwolonych.

Prawda jednak jest inna. Nikt nie jest idealny! W życiu i w związku należy odnaleźć kompromis i akceptację. Tego zabrakło mi w tej książce, ponieważ czytając, miałam wrażenie, że głównej bohaterce wolno wszystko, a jej mężczyznom - nic. Bardzo żałuję, że treść jest jednowymiarowa i przez to nierzeczywista.

Książkę polecam głównie tym, którzy chcą się przekonać jak trudno wyplątać się z nieudanej relacji damsko-męskiej bez krzywdzenia drugiej strony, a także tym, którzy chcieliby trochę wyciszyć swoje rozbuchane ego.

Książkę dostałam dzięki uprzejmości wydawnictwa
 oraz
współpracy z blogiem Książki Moja Miłość

wtorek, 27 sierpnia 2013

Czytelniczy debiut

Jakiś czas temu otrzymałam od autorki książkę z dedykacją. Było to dla mnie niezwykle miłe, tym bardziej, że miałam okazję wymienić się z nią poglądami, wysłuchać jej uwag na kilka nurtujących moją głowę kwestii i poznać nieco jej twórczość. Jest to kobieta niezwykle otwarta, szalenie inteligentna i wszechstronna. 

Pragnę podkreślić, że to będzie moja subiektywna recenzja, ponieważ wiem o tej książce troszkę więcej niż o innych pozycjach, które w swoim życiu czytałam. Poznałam pewne szczegóły związane z jej wydaniem i muszę tu nadmienić, że funkcjonowanie rynku wydawniczego bardzo mnie zaskoczyło.. ale o tym może przy innej okazji, chciałabym się skupić na książce.

"Arisjański fiolet. Cisza" autorstwa Poli Pane - to pozycja, która pochłonęła moją przestrzeń intelektualną bez reszty. Na początek moja skromna dygresja, nigdy nie czytałam tego rodzaju literatury, więc to mój debiut, ale uważam, że warto było!

Zacznę może od tego, że gatunek, z jakim faktycznie miałam do czynienia przez kilka ostatnich dni to połączenie paranormal romance z literaturą erotyczną - coś zupełnie dla mnie nowego i zaskakującego. Książka opowiada o życiu młodej dziewczyny, Emily Walker, która (wraz z matką i innymi szczęśliwcami, posiadającymi schrony) przeżyła koniec świata. Po wyjściu na powierzchnię spotkała mieszkańców innej planety - Arisjan, którzy postanowili pomóc Ziemi, kierując się swoim systemem wartości, który polega na logicznym i racjonalnym podejściu do życia. Arisjanie nie posiadają uczuć, nie znają miłości i nienawiści, ponieważ zmodyfikowali swoje geny. Nastawieni są wyłącznie na humanitarną pomoc, na dobro, szczerość i wszystko, co związane z rozumową koncepcją egzystencji. Przedstawicielem tej rasy jest Korin, chłopak, którego główna bohaterka darzy uczuciem, z którym przeżywa wszystko, co emocjonalne.

Fabuła jest niezwykle interesująca i to chciałabym podkreślić. Autorka doskonale pokierowała moimi emocjami, choć nie ukrywam, że bardzo żałuję, że główni bohaterowie są tak młodzi. Mam poczucie, że lepiej czytałoby mi się tę książkę, gdyby ich losy osnute były wokół dorosłości. Zdecydowanie wolę czytać o postaciach doświadczonych życiowo, ale z racji faktu, że to gatunek, w którym raczkuję, przymknęłam oko na tę niedogodność.

Co więcej, muszę podkreślić, że autorka w doskonały sposób opisuje sceny erotyczne. Są one bardzo zgrabnie potraktowane, nie są wulgarne i nie ma ich wiele, przez co nie nudzą swoją powtarzalnością, jak w innych książkach.. a będę się upierać, że w literaturze nie należy uciekać od takich opisów, bo są one częścią naszej, ludzkiej egzystencji, więc nie uważam, by były niewłaściwe i niesmaczne.

Jeśli zaś chodzi o głębszą analizę, to muszę przyznać, że niezmiernie zainteresowało mnie połączenie dwóch światów (dosłownie i metaforycznie). Chodzi mi o konfrontację świata serca i przestrzeni rozumu. Podczas czytania można sobie zadać pytanie, na ile są one odrębne, na ile można egzystować, kierując się wyłącznie jedną z tych przestrzeni? Doceniam autorkę za to, że przemyciła do niepozornego czytadła odrobinę filozofii, dodając fabule głębszą warstwę interpretacyjną.

Pragnę nadmienić, że jest to pierwszy tom trylogii, która rozwija wyobraźnię, zmysły i pobudza do rozważań egzystencjalno-filozoficznych. Za to właśnie doceniam tę książkę i trzymam kciuki, by kolejne tomy udało się wydać jak najszybciej.

Powieść polecam ludziom młodym, ale i tym, którzy nie mają pojęcia, czym jest paranormal romance, to dobra lektura, by się w tę tematykę wdrożyć. Polecam ją kobietom, które lubią powieści napisane przyjemnym językiem, a także mężczyznom, którzy są ciekawi, jaka jest różnica między sercem, a rozumem, z punktu widzenia nas, kobiet. Poza tym polecam ją też fanom rocka, bo do książki dołączona jest płyta CD z utworami grupy Rayne.


Dziękuję za możliwość przeczytania książki autorce.
To była dla mnie ogromna przyjemność!

czwartek, 22 sierpnia 2013

Empatycznie rodzinna

Dziś spróbuję ocenić książkę Barbary Rybałtowskiej "Przypadek sprawił". Zastanawiałam się długo, z której strony ugryźć tę fabułę, aby przekazać to, co zwróciło moją szczególną uwagę podczas czytania. Postanowiłam, że zacznę od krótkiego wstępu. 

Każdy z nas ma w swoim życiu raz z górki, raz pod górkę, ale jedyne, co jest stałe i niezmienne, to rodzina. Bywa, że relacje między poszczególnymi jej członkami są idealne, bywa, że są neutralnie pozytywne, bywa też, że są żadne. To nie zmienia faktu, że ona zawsze jest i powoduje więź między ludźmi, którzy nas wychowują, z którymi spędzamy dzieciństwo, wczesną młodość, pierwszy bunt, większe kryzysy i chwile szczęścia..

W moim odczuciu właśnie o rodzinie jest ta książka. O ludziach, którzy czują wobec siebie przeróżne emocje, skrywają różne tajemnice, które z upływem kolejnych stron poznajemy. Co ważne, nie są to bohaterowie idealni. Mają swoje przywary, dźwigają na barkach różną codzienność, boją się samotności, chcą być kochani, akceptowani i chcą tworzyć rodzinę, która ciągle ewoluuje. Gdy starsi umierają, młodzi łączą się w pary, budując nową część kruszącej się rodziny.

Fabuła jest pozornie banalna, bo można ją ubrać w jedno, podstawowe zdanie. Opisuje historię związaną z niewyjaśnioną śmiercią Joanny, prowokującą Ewę - jej siostrę, do wspomnień, którym towarzyszą różne zbiegi okoliczności, pozwalające na rozwikłanie rodzinnej tajemnicy. 

Autorka wprowadza nas w świat ludzi, których los nie oszczędzał. Poznajemy ich historię aż zbyt szczegółowo. Byłam przekonana, że taki zabieg okaże się mało atrakcyjny w odbiorze, bo ile można czytać o jakimś niewyjaśnionym epizodzie z życia głównych bohaterów? Jak bardzo można poplątać ich losy, by w efekcie się w nich nie pogubić i nie mieć wrażenia, że mamy do czynienia z wątkami niczym z telenoweli? Otóż można! 

Barbara Rybałtowska tworzy wokół swojej powieści niezwykle przyjemną aurę. Czytając, czuje się pewnego rodzaju ciepełko, które spływa z kolejnych kart książki, a do tego czytelnik sam ma poczucie, że uczestniczy w rozwiązywaniu tajemnicy, bo ma dostęp do wspomnień każdego z bohaterów. 

Muszę przyznać, że poczułam w sobie żyłkę detektywa, który próbuje rozwiązać zagadkę, ale.. hmm.. w efekcie, prawda okazała się tak zaskakująca, że nie byłabym w stanie się jej domyślić, więc obiecałam sobie, iż nie będę więcej udawać, że jestem dobra w poszukiwaniu winnych. Chyba bardzo łatwo wodzić mnie za nos.

Książkę polecam tym, którzy cenią sobie historie rodzinne, opisane w niezwykle ciepły i prawdziwy sposób, a także tym, którzy lubią podróże po Europie, kochają Mazury i czują w sobie żyłkę detektywa, być może wam się uda to, co mi zdecydowanie umknęło i rozwiążecie zagadkę przed finałem tej urokliwej powieści.

Książkę dostałam dzięki uprzejmości wydawnictwa
 oraz
współpracy z blogiem Książki Moja Miłość

wtorek, 20 sierpnia 2013

Skandynawski egzystencjalizm

Skandynawia to miejsce o dość specyficznej, w moim odczuciu, estetyce. Mam tu na myśli zarówno prozę, jak i film. Kino skandynawskie od zawsze jest dla mnie magiczne. Uwielbiam filmy osadzone w tamtejszych realiach. Kocham te malownicze i surowe krajobrazy oraz aktorów, których gra polega głównie na przekazywaniu maksimum emocji za pomocą minimum wyrazu.

Z taką świadomością sięgnęłam po "Jedenastą powieść, osiemnastą książkę", którą napisał Dag Solstad, prozaik norweski. Spodziewałam się norweskiego chłodu, ale na kartach powieści znalazłam dopracowaną, w najdrobniejszych szczegółach, postać bohatera, który posiada w sobie wiele zaskakujących, rozbudowanych cech charakteru, wiele emocji i solidną dawkę egzystencjalizmu. 

Fabuła przedstawia losy intelektualisty - Bjørna Hansena, człowieka, który w życiu nie podejmuje ważnych decyzji, ale poddaje się codzienności, która prowokuje jego wybory. Jego świat jest przewidywalny, króluje w nim nuda i rozpacz. Mam wrażenie, że z wiekiem doskwiera mu poczucie niespełnienia i braku wpływu na swój los. Nie potrafi odnaleźć w pamięci powodów, dla których zostawił żonę i odszedł do Turid Lammers. Nie potrafi uzasadnić, dlaczego pracuje jako skarbnik, co spowodowało, że znalazł się kongsberskim Towarzystwie Teatralnym, etc. 
Bjørn Hansen płynął w swoim życiu z prądem.. aż do pewnego momentu, w którym wpada na pewien pomysł. Postanawia, będąc zupełnie zdrowym, spędzić na wózku inwalidzkim resztę swoich dni. Jego koncepcja ma spowodować, że wreszcie będzie miał wpływ na własne życie. 

Choć książka nie jest pokaźnych rozmiarów, to zapewniam, że po jej przeczytaniu będziecie mieli poczucie, że bardzo szczegółowo zapoznaliście się z głównym bohaterem. Sama mam wrażenie, że poznałam jego myśli, wczułam się w jego niepewność, poczułam chłód jaki towarzyszył mu w relacjach z synem, kochanką, lekarzem i innymi ludźmi. Mam nawet wrażenie, że zrozumiałam jego późniejsze działania. I to niewątpliwie jest moc prozy, którą tworzy Dag Solstad. To zdecydowanie nurt egzystencjalny z domieszką prozy psychologicznej, ponieważ w głowie bohatera kłębią się emocje i uczucia, których nie uzewnętrznia, ale czytelnik ma do nich wgląd. Sama fabuła jest dość depresyjna i pesymistyczna.

Cechami egzystencjalizmu jest poczucie beznadziejności głównego bohatera, który może się mu poddać (co Bjørn Hansen robił do czasu realizacji swojego pomysłu), może nadać życiu jakiś cel (czyli realizację swojego planu), a nawet może popełnić samobójstwo, które będzie wyrazem buntu przeciw zastanej rzeczywistości (na to główny bohater się nie decyduje).

Muszę też dodać, że nie dostrzegam w tej prozie wpływów Gombrowicza, do których sam autor się przyznaje. Nie dostrzegam w jego utworach specyfiki, którą charakteryzuje proza Gombrowicza. Zdecydowanie powiązałabym go z Sartrem oraz z innymi twórcami egzystencjalizmu.

Od siebie dodam, że bardzo odpowiada mi taka narracja, choć nie jest ona łatwa w odbiorze. Pomimo prostej, czasem nudnej fabuły, przez którą oko prześlizguje się bardzo płynnie, odnajduję też sporo treści tworzących postać, które należy wychwycić i połączyć z innymi, by główny bohater stał się wielowymiarowy, by poznać jego poglądy i relacje, jakie buduje z innymi bohaterami. To powoduje pewną trudność i uwydatnia specyfikę skandynawskiej estetyki, która do łatwych, lekkich i przyjemnych nie należy.

Książkę polecam cierpliwym czytelnikom, koneserom Skandynawii, ciekawym egzystencjalizmu w prozie i wszystkim pozostałym, których brak wartkiej akcji nie przeraża.


Książkę dostałam dzięki uprzejmości wydawnictwa
oraz
współpracy z blogiem Książki Moja Miłość

piątek, 16 sierpnia 2013

Nienasycenie

Właśnie skończyłam czytać książkę Magdaleny Witkiewicz "Szkoła żon". No i czas podzielić się spostrzeżeniami. Mam dość mieszane uczucia odnośnie tej książki, choć przyznam szczerze, że sama koncepcja jest bardzo interesująca, bo tego w literaturze erotycznej jeszcze nie było, ale..

Jedno wiem na pewno. Nie będę jej w żaden sposób streszczać, bo w moim odczuciu się nie da. Próbowałam swoimi słowami opowiedzieć fabułę koleżankom i miałam nieodparte wrażenie, że spłycam treść i pomijam coś istotnego.. Myślę, że chodzi tu o niezwykle przyjemne pióro autorki, które sprawiło, że książkę przeczytałam w dwa wieczory, z zapartym tchem, bez większego wysiłku. Zatem streszczenie jej nie wchodzi w grę.

Na co chciałabym zwrócić uwagę? Fabuła, która jest bardzo przyjemnie podana i skrupulatnie przemyślana, w moim odczuciu ma pewne niedopracowane szczegóły. Bardzo chciałabym poczytać więcej o psychologicznych warsztatach, które prowadzone są w tytułowej szkole, o tym, w jaki sposób kobiety zyskują utracone poczucie własnej wartości. Chciałabym, by ta proza była okraszona podstawami z zakresu budowania pewności siebie, autoprezentacji, rozwoju osobistego, a nawet subtelną wiedzą z zakresu kamasutry, skoro to pozycja wyłącznie dla dorosłych.

Mam wrażenie, że aspekt związany z dopracowaniem programu szkoły, z którym bardzo chętnie bym się zapoznała, został potraktowany zbyt pobieżnie. Mam też poczucie, że fajnie byłoby połączyć płytką formułę prozy erotycznej z psychologią i elementarnymi informacjami fachowymi z zakresu erotyki. Zdaję sobie sprawę, że to nie byłby tak przyjemnie prosty w odbiorze kąsek, ale może czasem warto wplatać w fabułę informacje, które interesują, a po które leniwy czytelnik nie sięgnie?

Nie zmienia to faktu, że chciałabym pochwalić autorkę, za tak malowniczo przedstawione portrety kobiet. Szczególnie jestem jej wdzięczna za Misię, bo czytałam tę książkę z przymrużeniem oka, a postać Michaliny urzekła mnie już od samego początku. Bardzo odpowiada mi poczucie humoru autorki, która normalność bohaterek przełamała nietuzinkową Misią, zapatrzoną w swojego Michała vel. Misia, dla którego ta zrobiłaby wszystko. 

Pragnę nadmienić, że proza Magdaleny Witkiewicz nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, to zdecydowanie fikcja literacka, nie wyczuwam w niej wątków, które podkreślałyby prawdziwość treści. To przeuroczo napisana bajka dla kobiet, która po przeczytaniu pozostawia w sercu szczyptę optymizmu, ale bardzo mi szkoda, że nie pozostawia nic w głowie.

Książkę polecam tym, którzy lubią czytanie łączyć z wieloma czynnościami. Jest to proza, która nie zobowiązuje, nie wymaga skupienia i głębokich przemyśleń, ale niewątpliwie nastraja pozytywnie, więc warto!

środa, 14 sierpnia 2013

Oczarowana faktami i statystykami


Co jakiś czas próbuję zaglądać do prozy traktującej o sprawach współczesnych. Tym razem postanowiłam sięgnąć po książkę "Wałkowanie Ameryki" Marka Wałkuskiego, ponieważ ostatnio skończyłam beletryzowaną pozycję dotyczącą Nowego Jorku i chciałam ją skonfrontować z pozycją fachową o USA.

Uznałabym ją za prozę socjologiczną, ale i podróżniczą, a nawet biograficzną. Mam wrażenie, że ta niegruba pozycja zawiera w sobie tyle informacji, ile nie znalazłabym w żadnym innym kompendium dotyczącym Ameryki. To zarazem przewodnik po amerykańskiej rzeczywistości, codzienności i kulturze. To fachowy opis amerykańskiej różnorodności związanej z podziałem na grupy kulturowe, religijne, polityczne, etniczne, poglądowe etc. To wgląd w statystyki z podziałem na poszczególne grupy wiekowe, na stany. To także historia przeplatana z informacjami politycznymi i gospodarczymi. 
Muszę przyznać, że jestem tą książką szczerze oczarowana!

Co najciekawsze, ten cały wachlarz informacji, nieraz suchych, statystycznych faktów, podany został w tak niezwykły sposób, że trudno się od niego oderwać. Czytając, miałam poczucie, że słucham opowiadania znajomego, który spędził w Ameryce szmat czasu i opisuje swoje doświadczenia, ale wzbogaca całość o niezwykłe informacje, fakty łączy z opiniami i dygresjami.

Uważam, że niezwykłą siłą tej książki jest autor i jego sposób przekazu. Jest on osobą wiarygodną, empirycznie zanurzył się w opisywanej przez siebie przestrzeni, pracował w Ameryce, mieszkał tam, wchodził w relacje z ludźmi, poznał kraj od podszewki. Jako korespondent jest zapewne osobą wyczuloną na doznania, dlatego zwracał uwagę na więcej szczegółów niż przeciętny turysta, wiedział więcej o kraju, w którym postanowił zamieszkać. 
Jest poniekąd fachowcem już na starcie, a do tego jest Polakiem, który opisuje ten kraj przez pryzmat naszego postrzegania świata. Dlatego to tak wartościowa pozycja, bo to właśnie osoba z naszej przestrzeni, posługująca się naszym kluczem tradycji, opisuje przestrzeń obcą i to, w jaki sposób się w niej zanurzyła.

To książka, która głęboko zapada w pamięć. To proza wręcz edukacyjna, czasem miałam wrażenie, że czytałam, doskonale opracowany podręcznik. Podobały mi się dygresje i statystyczne ciekawostki, chociażby ta: "Ponad 75% Amerykanów nakłada rolkę na uchwyt w taki sposób, by papier rozwijał się od góry" (s. 53). Takie szczegóły zapadają głęboko w pamięć (sama tę informację przekazałam dalej) i są doskonałym przerywnikiem, w trakcie głębszego wywodu, związanego z cechami dostrzegalnymi u typowych Amerykanów. 

Jakkolwiek to zabrzmi, Marek Wałkuski sprawił, że jestem oczarowana statystykami związanymi z Ameryką, że informacje związne z historią i polityką utkwiły w mojej głowie, że wiele niuansów poznałam i zrozumiałam i bardzo za to dziękuję. Niezwykle lubię czuć się odrobinę mądrzejsza po przeczytaniu książki, wtedy mam poczucie, że była ona naprawdę wartościową pozycją. 

Przyznam szczerze, że przewracając kolejne strony, czułam także odrobinę zazdrości.. chciałabym kiedyś mieć tak obszerną wiedzę i posiadać dar do jej przekazania w tak przystępny sposób.
Tymczasem gorąco polecam książkę "Wałkowanie Ameryki"!

sobota, 10 sierpnia 2013

Kocham Nowy Jork?

Z racji faktu, iż ostatnimi czasy byłam na zasłużonym urlopie, wyposażyłam się w książkę, która miała mi umilić wolne chwile. Jestem zwolenniczką relaksu przy beletrystyce łatwej, lekkiej i przyjemnej, więc postanowiłam oderwać się od polskich realiów i zająć się literaturą, która oscyluje wokół ludzi egzystujących na Manhattanie, pięknych, bogatych i żyjących bezstresowo. Mój wybór nie był przypadkowy, ponieważ jestem miłośniczką "Seksu w wielkim mieście", więc zamiast oglądania kolejny raz porcji przygód Carrie Bradshaw, które działają na mnie odmóżdżająco, wybrałam książkę "Kocham Nowy Jork" Isabelle



czwartek, 1 sierpnia 2013

Chustka

Przeczytałam, bo zainteresowało mnie kilka zdań ze środka. Tak po prostu. To były fajne urywki, więc pomyślałam: 'coś innego', 'zobaczę, może mi się spodoba..' 

O książce i autorce nie wiedziałam nic. 

I mam dziwne poczucie, że kończąc lekturę straciłam kogoś niezwykłego. 

Nie przypuszczałam, że książka stworzona z bloga, z urywków zdań, z opisów codzienności, może tak poruszyć. Wiem, że jestem bardzo emocjonalna i często 'czytam za bardzo', ale trudno mi zrozumieć, jak obca osoba mogła doprowadzić mnie do takich emocji, wyłącznie poprzez słowa.

Czytając poczułam się zaproszona do jej świata, który dział się tak niedawno. 

Nie mam śmiałości oceniać, porównywać, recenzować..

Bardzo się cieszę, że ją przeczytałam!