sobota, 31 maja 2014

Uniwersalność a przewidywalność

Krok pierwszy, okładka ciekawa, notka o książce też wciągająca, grubość zadowalająca, więc na pewno lektura okaże się idealna.
Krok drugi zaczynam czytać i jest źle. Naprawdę poddaję się po kilku pierwszych stronach, kilka kolejnych i znowu przerwa, ale brnę w to dalej.. 
Po stu stronach wiem, że to książka nie dla mnie, ale zaczynam się głowić nad tym, dlaczego ona jest taka gruba? Przecież ja już wiem jak się zakończy.. Czy aby wiem na pewno? Muszę się przekonać.. No i czytam dalej..

Mniej więcej tak zaczęłam przygodę z książką Anny Karpińskiej "Pozwól się uwieść". Zdaję sobie sprawę, że o polskiej literaturze kobiecej wiem coraz więcej i staję się coraz bardziej wymagającym czytelnikiem, ale chyba mogę oczekiwać od autorów książek pewnej niespodzianki. Nie chciałabym, by książki były przewidywalne. Nie lubię, gdy uniwersalność broni wszystko, co ja nazywam brakiem polotu. 

Mam poczucie, że książka nie pozwoliła mi się uwieść, że bardziej ją wymęczyłam, ale oczywiście przeczytałam do końca. Dlaczego tak bardzo ją krytykuję? Otóż, jeśli mam do czynienia z pozycją dość solidnych rozmiarów, to chciałabym, by jej solidność niosła za sobą obietnicę.. obietnicę tego, że dziać będzie się wiele, że poznam ciekawe przygody, nieszablonowe postaci, interesujące miejsca. Tego oczekuję. Gdy jednak czytam o kobiecie sfrustrowanej, która pragnie udowodnić sobie i wszystkim wokół niezależność, a w efekcie i tak wraca do punktu wyjścia.. być może mądrzejsza o pewne doświadczenia, to jest to dla mnie nudne. 

Chyba oczekiwałam więcej. Być może przygody męża głównej bohaterki byłyby ciekawsze niż jej doświadczenia i to właśnie na nich autorka powinna się skupić? Jakoś przykro mi bardzo, że ponad pół tysiąca stron, a akcji brak. Historia porzuconej kobiety, która nie radzi sobie z rodziną i pełnoletnimi dziećmi jest zaskakująco nudna. Rozumiem, że to życie, że ono bywa dość przewidywalne, że być może to oznaka wiarygodności, ale chyba nie tego szukam w prozie kobiecej. Tak właściwie to książka, o której bardzo szybko zapomnę. A szkoda..

Jeśli jednak, ktoś ma ochotę, by się zmierzyć z tą lekturą, to zachęcam. Być może coś, co dla mnie jest przewidywalne, kogoś zachwyci i pozwoli się zaczytać. Mi niestety zaczytanie w tym przypadku nie było dane.. 

wtorek, 20 maja 2014

Patriotyzm lokalny

Tak się składa, że życie osobiste skutecznie pochłania moją każdą wolną chwilę. Mam obecnie mniej czasu na czytanie, ale to nie znaczy, że nie sięgam po książki. Robię to wieczorami, czasem nocami, ale nie zawsze mam tyle siły, by się o swoich wrażeniach kreatywnie wypowiadać na łamach bloga. 

Muszę jednak podziękować Wam za to, że motywujecie mnie do tego, by pisać. Jest to olbrzymia frajda, gdy widzę, że licznik wyświetleń systematycznie pnie się o kolejną setkę w górę. To mnie ogromnie motywuje i zmusza do tego, by znaleźć tę chwilę na ocenę kolejnej książki!

Tym razem będzie to powieść Katarzyny Rygiel "Śmiertelne zlecenie". Cóż, muszę przyznać, że tym razem ocena powieści nie będzie obiektywna, bo rzecz się dzieje w moich okolicach. Autorka buduje swoją kryminalną intrygę podczas Festynu Archeologicznego w Biskupinie, co mnie przekonało do książki niemal od pierwszej strony. To rzadkie, móc przeczytać o miejscach, w których się bywa i które cały czas się poznaje, gdyż w okolicach Biskupina zamieszkałam dziewięć lat temu i od skrajnej niechęci, wypracowałam w sobie zauroczenie tymi terenami. Autorka bardzo zgrabnie porusza się po tutejszej okolicy. Jej fabuła trzyma w napięciu, bulwersuje i zaskakuje. Muszę przyznać, że czytając tę książkę, nie spodziewałam się takich zwrotów akcji i ciekawych dygresji, które splotły się w jedną całość.

Ogromnie cieszę się, że miałam prawdziwą przyjemność poruszać się, wraz z fikcyjnymi bohaterami, po bliskich mi okolicach. To niebywałe doświadczenie. Polecam je każdemu.

Zdaję sobie sprawę, że charakterystyka postaci nie jest rozbudowana, że historia którą czytałam nie jest wielopłaszczyznowa i nie nawiązuje do filozoficznych refleksji, historycznych wątków, a także nie buduje portretu psychopatycznego mordercy. Nie zmienia to faktu, że książkę będę polecać, bo jest nieco inna. W luźny sposób przedstawia historię, która broni się, bo jest przyjemna w odbiorze. Nie razi wyszukanymi wątkami, a bawi. Umila czas wolny. Uważam, że jest idealna, tym bardziej polecam ją obecnie każdemu mojemu sąsiadowi, który lubi czytać książki. Dla mnie dodatkową wartością jest to, że rzecz dzieje się w tak niewykorzystanych literacko przestrzeniach, które doskonale spisują się, tworząc niepowtarzalne tło wydarzeń.

Książkę polecam! Ot tak, po prostu, z pobudek patriotycznych. W sumie mam do tego prawo, gdyż to moja ocena i ucieszyłabym się, gdyby po przeczytaniu, ktoś miał ochotę odwiedzić właśnie Festyn Archeologicznych w Biskupinie, albo poznać tajniki pracy archeologa. Do tego nie potrzeba wyszukanej, merytorycznej lektury.

Reasumując, chciałabym gorąco zwrócić uwagę, jak wiele jest ciekawych przestrzeni, w których literatura polska ma jeszcze wiele do powiedzenia. Nie zawsze fabuła rozegrać się musi w wielkim mieście, nad morzem, czy w górach. Przecież jest tyle przyjemnych miasteczek, które warto wykorzystać, gdy buduje się akcję. To zawsze będzie bardziej interesujące od kolejnej wielkomiejskiej powieści.