wtorek, 28 października 2014

Psychologicznie

Tak się składa, że książki Kasi Miller bardzo lubię bo są napisane w sposób specyficzny. To proza mądra, ale podana przystępnie. Porusza tematy trudne, których często nie ogarniam, ale muszę przyznać, że zawsze coś w nich znajdę dla siebie. 

Najnowsza jej pozycja "Być kobietą i wreszcie zwariować" to w moim odczuciu najtrudniejsza jej książka. Hmm.. najtrudniejsza to może złe słowo, bardziej mam poczucie, że ona nie trafia w mój obecny stan umysłu. Nie jestem w stanie wczuć się w problemy, które porusza autorka. Nie rozumiem pewnych zachowań i treści, choć przeczytałam ją od dechy do dechy. 

Bardzo interesują mnie kwestie, które zostały tylko zarysowane w tej książce. Kwestia naszego wewnętrznego dziecka, które w sobie regularnie tłamsimy, a także wpływ naszych blokad psychicznych na organizm. Okazuje się bowiem, że wszystkie niewyjaśnione w naszej głowie sprawy, rzutują na nasze zdrowie. Myślę, że warto sobie to uświadomić, bo to krok w stronę zdrowia.

Ta książka jest kontynuacją pozycji "Być kobietą i nie zwariować" i przyznam szczerze, że pierwszą część czytało mi się dużo sprawniej. Ta wymagała dużo więcej czasu i cierpliwości. To jakby kolejny krok w stronę zrozumienia siebie, ale mam poczucie, że czytanie o problemach innych kobiet będzie efektywne w momencie, gdy z którąś z nich uda nam się utożsamić. Ja nie znalazłam w żadnej z bohaterek siebie. Każda z nich przeżywa swoje niedomknięte historie, pod czujnym okiem psychoterapeutki. Domyka je, bądź też pozostawia sobie czas na to, by rana się zabliźniła. 

Mam poczucie, że to książka nie dla wszystkich. Trudno mi ją polecić określonej grupie kobiet. Chyba najbezpieczniej będzie podkreślić, że jest to terapeutyczna literatura, która wymaga przemyśleń i otwartego umysłu. Otwartego przede wszystkim na nowinki psychologiczne. Zresztą, i tak mam poczucie, że sięgną po nią te kobiety, które kojarzą autorkę i jej fach.

poniedziałek, 20 października 2014

Wielowątkowa jedność

Już dawno nie czytałam książki, która tyle mi uświadomiła. Autorka w lekki dla odbiorcy sposób, bo w postaci dziennika młodej, zagubionej dziewczyny rysuje nam obrazy bardzo trudne. Mamy w książce do czynienia ze studium psychologicznym, całym wachlarzem uzależnień, z mafią Las Vegas, a nawet z nową dla mnie historią Chile.

Muszę przyznać, że "Dziennik Mai" to nie jest łatwa fabuła. Zdarzało mi się podczas czytania szukać w źródłach historycznych potwierdzenia tego, co przeczytałam o Chile. Chciałam zdobyć więcej informacji o historii tego kraju. Już dawno żadna książka nie zmusiła mnie do takich poszukiwań. Dzięki tej lekturze z pewnością czuję się odrobinę mądrzejsza.

Główna bohaterka - Maya jest dziewczyną, która w swoim życiu doznała wielu bolesnych doświadczeń. Najbardziej tragiczna okazała się śmierć jej ukochanego Popo, który był dla niej najważniejszą osobą. To wydarzenie rozlało czarę goryczy i spowodowało, że dziewczyna zaczęła szukać akceptacji w grupie rówieśniczej, w używkach i niebezpiecznym życiu, co doprowadziło ją do Las Vegas. Miasto wita ją wszystkim, od czego młoda dziewczyna powinna uciekać. Niestety, Maya oddaje się temu światu bez reszty.

Momentem przełomowym jest jej wyjazd na chilijską wyspę Chiloé, na której poznaje zupełnie inny świat, jakże odmienny od tego, w którym nauczyła się żyć. To doświadczenie zmienia jej percepcję. Dziewczyna dojrzewa, a wszystkie emocje i wydarzenia, które mają miejsce w jej zawiłym życiu spisuje w swoim dzienniku.

Nie ukrywam, że narracja, jaką proponuje autorka zmusza do refleksji, ponieważ wszystkie wydarzenia, które poznajemy w książce dozowane są w sposób przemyślany. Nie jest to książka o wartkiej akcji, choć dzieje się w niej dużo więcej niż w niejednym kryminale. Bardzo odpowiadała mi ta forma. Uważam, że dzięki temu zabiegowi nie przeoczyłam żadnego wątku.

To prawdziwie wielowątkowa fabuła. Każdy jej element mógłby śmiało tworzyć zupełnie inną historię. Ważne, że autorka przedstawiła całość konsekwentnie z perspektywy Mai, co ułatwia laikowi odbiór nowych treści. Nie są to jednak treści podane w sposób płytki. Autorka ma ogromny talent do łączenia różnych treści w sposób przejrzysty. Co więcej, te treści, choć podane w sposób przystępny, mają zdecydowanie głębszy sens.

Myślę, że historia zagubionej dziewczyny i jej przygody, osadzone w różnych miejscach świata są bardzo interesującą propozycją dla czytelnika. Mam poczucie, że dzięki tej książce poznałam inną kulturę, nową dla mnie historię, a także obyczajowość, która również pozytywnie wpłynęła na odbiór całości. Jestem wdzięczna autorce, bo dzięki jej powieści uzmysłowiłam sobie, że życie ludzkie jest pełne zagadek i bardzo często lubi płatać figle.

Książkę polecam każdemu, kto docenia walory edukacyjne w literaturze beletrystycznej. Myślę, że ta proza rozwija wiedzę odbiorcy. Uważam, że to kolejna bardzo dobra książka Isabel Allende.

czwartek, 16 października 2014

Przewidywalna

Gdy w życiu bohaterek wszystko się ładnie układa, to człowieka zazdrość bierze, ale gdy czyta niektóre urocze treści, to ta zazdrość zmienia się w złość i zniechęcenie. Wiem, że czasem mamy na taką prozę ochotę, ale chyba obecnie jestem na innym etapie, bo takie książki mnie drażnią. 

Myślę tu o fabule stworzonej przez Annę M. Brengos w książce "Scenariusz z życia". Rozumiem, że być może jestem czepialska, bo główna bohaterka przechodzi prawdziwy kryzys, ale wszystko, co ją spotyka nie wywołuje w niej żadnych emocji. Inna kobieta u boku męża? Owszem, dlaczego nie? W końcu i tak go nie kochała, mieszkali tylko razem. Dla mnie to jakaś abstrakcja!

Lubię babskie czytadła, całkiem fajnie czyta się pozytywne historie, ale bez przesady! Niech one mają w sobie babskie emocje, inteligencję i niech opisują rzeczywistość w sposób charakterystyczny dla kobiet, czyli obrazowo, z pazurem i przede wszystkim z empatią. 

Dla mnie główna bohaterka tej książki jest niedopracowana. Jej świat okazuje się pełen zbiegów okoliczności, w których wszystko kończy się pomyślnie. Taka fabuła mnie drażni i przyznam szczerze, że nawet nie potrafię tej książki streścić, choć przeczytałam ją od deski do deski.

Wiem, że mam słabość do serii BABIE LATO, ale to już druga pozycja, która mnie zawiodła i której nie poleciłabym innym, choć widzę, że książka ma bardzo pozytywne recenzje i jest w sieci odbierana pozytywnie. Niestety, ja się tym razem pod tym nie podpiszę. Taka fikcja literacka nie powoduje w mojej głowie rozluźnienia, ale rozdrażnienie owszem. Czytajcie ją na własną odpowiedzialność.

sobota, 11 października 2014

Dosadna proza

Przyznam szczerze, że już dawno nie czytałam tak napisanej książki. Zwykle w literaturze polskiej, w powieściach dla kobiet, wszystko układa się pomyślnie. Dawno nie czytałam prozy polskiej, w której główne bohaterki przechodziłyby kryzys, przeżywały jakąś traumę, albo musiałyby podjąć prawdziwe, życiowe decyzje. Nie myślę tu o przesadzonej histerii, ani o przeprowadzce na koniec świata, ale o życiu. Takiej zwykłej, codziennej egzystencji, która czasem nam doskwiera. 

Mam nadzieję, że u większości czytelniczek ta codzienność bywa raczej szczęśliwa i kolorowa, ale doskonale zdajemy sobie sprawę, że nie wszyscy mają tak kolorowe perspektywy. Są też osoby, które niestety, mają ciągle pod górkę i muszą zmagać się z codziennością, która nie rozpieszcza. Właśnie o tym opowiada książka Katarzyny Kołczewskiej "Kto, jak nie ja?".

To historia kobiety, która w życiu zmaga się ze swoją przeszłością, walczy z nałogiem, jest już w wieku, który daje się we znaki, aczkolwiek też o osobie, która jako jedyna przejęła się losem małej dziewczynki. Dziecko pojawiło się w jej życiu nagle, kobieta nie potrafiła go pokochać, ale brutalna codzienność uświadamiała tej parze bohaterek, że są na siebie skazane, pomimo własnych uprzedzeń, trudnych charakterów i absolutnej niechęci.

Dziewczynka to Ola, sierota, która w wypadku straciła rodziców, zaś jej dziadkowie doznali szoku i nie byli przygotowani na przyjęcie małego dziecka do swojego domu. Ola miała wylądować u ciotki (siostry jej babki) na chwilę, ale niestety, nikt inny się nią nie zainteresował, nikt inny nie był w stanie stworzyć jej domu.

Książka opowiada o bardzo trudnym etapie oswajania. Oswajania i wychowywania młodego człowieka, opowiada też o potrzebie bliskości, a także o ogromnym bólu i cierpieniu i o chęci walki, gdy już poczujemy więź i przywiązanie do drugiej osoby.

Mam poczucie, że to naprawdę dobra literatura. Nie porównuję jej do książek, które oparte są o fakty z prawdziwego życia. Myślę tu chociażby o "Strefie cienia" Wiktorii Zender. Wiem, że książka Kołczewskiej to fikcja literacka, ale uważam, że autorka w doskonały sposób przedstawiła nam problem i zarysowała postaci od strony psychologicznej. Czytając, można było poczuć emocje bohaterów. Myślę, że to ogromna wartość.

Książkę bardzo gorąco polecam. Zdecydowanie pobudza emocje, mobilizuje do szybkiego przerzucania stron, w nadziei, że wszystko jednak się ułoży, ale.. No właśnie, koniec powieści jest równie interesujący i nieprzewidywalny, jak całość lektury. Warto poczytać.

poniedziałek, 6 października 2014

Idealnie jesienna

Mam dla Was idealną opowieść na długie, jesienne wieczory. Bardzo żałuję, że już ją przeczytałam, bo książka naprawdę była idealna. To "Wzgórze Dzikich Kwiatów" Kimberley Freeman. Muszę przyznać, że uwielbiam takie książki, te klimaty i rodzinne historie z odrobiną tajemnicy, one są dla mnie kwintesencją mojego ulubionego typu prozy zagranicznej.

Fabuła jest bardzo rozciągnięta w czasie. Opowiada historię dwóch kobiet. Jedna ukrywa rodzinny sekret, a druga próbuje go odkryć. To historia babki - Beattie i jej wnuczki - Emmy. 

Beattie poznajemy w ubiegłym stuleciu, kiedy jako dziewiętnastolatka zachodzi w ciążę i mając nieślubne dziecko zostaje skazana na trudne życie. Los nie raz rzuca jej kłody pod nogi, musi uciekać od partnera, jest kobietą, która tak naprawdę nic nie ma. Jej życie jest brutalnie trudne, ponieważ nieślubne dziecko to grzech, zaś ona to jawna grzesznica.
Emma z kolei jest primabaleriną, która dla tańca poświęca absolutnie wszystko. Niestety, w jej życiu zdarza się kontuzja, która na dobre wyklucza ją z panteonu baletowych sław. Zrozpaczona kobieta nie potrafi przeżyć swojej tragedii. Okazuje się jednak, że życie bywa przewrotne, bo otrzymuje w spadku Wzgórze Dzikich Kwiatów, które babka Bettie postanowiła jej przekazać w momencie, gdy skończy tańczyć.

Kobiety, pomimo iż dzieli je kilka pokoleń, a nawet śmierć, mają bardzo podobne charaktery. Emma właśnie na Wzgórzu zaczyna odczuwać ulgę i odnajduje swoje miejsce na ziemi. Okazuje się jednak, że Wzgórze kryje wiele tajemnic i najpierw należy się z nimi uporać.

Muszę przyznać, że takie fabuły są dla mnie naprawdę rozluźniające i niezwykle przyjemne. Książkę mogę porównać z prozą Isabell Allende "Podmorska wyspa", która w podobny sposób mnie urzekła i do tej pory ją pamiętam. 

Bardzo odpowiada mi sposób prowadzenia narracji, wątki fabuły, które nie są przypadkowe, bo każdy motyw ma swoją kontynuację. Jestem zachwycona światem przedstawionym z taką dokładnością, że bardzo przyjemnie poruszałam się w obu przestrzeniach literackich, poznając ich charakter i specyficzną obyczajowość, tak różną w tych dwóch przestrzeniach literackich.

Ta książka zawiera w sobie wiele skrajności, ale jest też coś, co łączy całość. To silne kobiety, które są w stanie uporać się z całym nieżyczliwym dla nich światem. Myślę, że to naprawdę dobra książka na jesienne popołudnia i wieczory. Bardzo chętnie przeczytałabym podobną prozę, która w tak dobry sposób buduje literacką przestrzeń. Także zachęcam - zaglądajcie pod okładkę! :)

czwartek, 2 października 2014

Poruszająca proza

"Morelowy sad" Amandy Coplin to książka zadziwiająca. Byłam przekonana, że będę mogła ją sklasyfikować jako babskie, przyjemne czytadło, a tu ogromne zaskoczenie! To naprawdę poruszająca powieść, która z pewnością do łatwych nie należy. Jest też czasem przytłaczająca i irytująca, ale nie potrafiłam się od niej oderwać, bo to pisarski majstersztyk!

Główny bohater, Talmadge jest człowiekiem, który stroni od ludzi. Pielęgnuje z dala od miasteczka sad, któremu oddaje się bez reszty. Żyje tak do momentu, gdy w jego życiu pojawiają się dwie dziewczynki, skrzywdzone przez życie uciekinierki, obie ciężarne i nieufne wobec każdego, kogo na swojej drodze spotkają. Della, Jane i Talmadge zaczynają tworzyć dziwną relację, która przeradza się w doskonałą i czystą więź, jaką tworzy kochająca się rodzina. Rozumieją się bez słów, choć wiele w życiu przeżyli, cenią dyskrecję i odosobnienie.

To książka o trudnej sztuce życia wraz z kimś innym. Książka o miłości, która tak naprawdę daleka jest od szablonowej relacji, o której możemy przeczytać w romansach. Coplin stworzyła świat z krwi i kości, pełen sprzecznych uczuć i wielu dróg wyboru.

Mam nieodparte poczucie, że tak wielopłaszczyznowej historii nie czytałam dawno. Każdy bohater niesie za sobą do fabuły mnóstwo wartości. Talmadge - ojcowskie przywiązanie, bezinteresowność i zaangażowanie, Della - zagubienie, chęć zemsty i egocentryzm połączony z walką o zakończenie tego, co zaczęło się w przeszłości, zaś Angelene - czystość, miłość i świadomość tego, co nieuniknione.

Główni bohaterowie są solidnie doświadczeni przez życie. Ich egzystencja pełna jest bólu i niezrozumienia dla tego, co dzieje się wokół, ale po etapie żalu, następuje czas na reakcję. Każdy z nich w inny sposób radzi sobie ze światem. Pomaga obcym, chce zmierzyć się z przeszłością, a także walczy o godziwą przyszłość. Ich sposób na życie, ich walka, to wszystko jest godne podziwu. Talmadge, Della i Angelene nie należą do ludzi słabych. Nieodłączną towarzyszką ich doli jest Caroline Middey, która również bezinteresownie pomaga bohaterom "Morelowego sadu".

Myślę, że ta książka pozwala na chwilę refleksji. Przecież tak niewiele trzeba, by okazać innemu człowieczeństwo, a takie to dziś rzadkie i niemodne. To książka właśnie o poczuciu odpowiedzialności za drugiego człowieka, o potrzebie bezinteresowności, gdy w życiu jest źle i o szansie, która tak niewiele kosztuje, a czasem może uratować innego człowieka.

Lekturę gorąco polecam, bo jest to powieść odbiegająca od schematów. Myślę, że warto czytać książki, w których życie nie jest usłane różami, ale jest w nich iskra nadziei w postaci innego bohatera, który potrafi pomóc w sposób zupełnie bezinteresowny.