Z racji faktu, iż ostatnimi czasy byłam na zasłużonym urlopie, wyposażyłam się w książkę, która miała mi umilić wolne chwile. Jestem zwolenniczką relaksu przy beletrystyce łatwej, lekkiej i przyjemnej, więc postanowiłam oderwać się od polskich realiów i zająć się literaturą, która oscyluje wokół ludzi egzystujących na Manhattanie, pięknych, bogatych i żyjących bezstresowo. Mój wybór nie był przypadkowy, ponieważ jestem miłośniczką "Seksu w wielkim mieście", więc zamiast oglądania kolejny raz porcji przygód Carrie Bradshaw, które działają na mnie odmóżdżająco, wybrałam książkę "Kocham Nowy Jork" Isabelle Laflèche.
Fabuła opisuje przygody prawniczki Catherine Lambert, która przenosi się z Paryża do kancelarii prawniczej w Nowym Jorku. Historia zapowiadała się idealnie na wakacje, ale poszczególne elementy fabuły budowały w mojej głowie wątpliwości i sporo przemyśleń, co powodowało, że czytałam ją bardzo długo.
Po pierwsze, historia opisuje Nowy Jork i pracę w korporacji, która polega na nieustannym poświęcaniu swojego czasu na rzecz firmy. Pracownicy, by zyskać status partnera poświęcają wszystko: czas wolny, rodzinę, a nawet regularne posiłki. W ich kancelarii panuje ciągła walka. Współpracownicy zamiast sobie pomagać, wzajemnie szukają na siebie haków i uprawiają walkę podjazdową. Wszystko dla prestiżu, jakim jest bycie partnerem. Czytając fragmenty związane z pracą zaczęłam się zastanawiać, podobnie jak główna bohaterka, czy ważniejsze jest samospełnienie za niewielkie pieniądze i radość z wykonywania pracy bez stresów, czy zdobywanie za wszelką cenę prestiżowego stanowiska, w firmie pełnej zawiści? Każdy z wyborów ma swoje plusy i minusy.
Po kolejne, główna bohaterka wchodzi w relacje interpersonalne z różnymi ludźmi. Są to pracownicy, zawistni, knujący i podkładający przysłowiowe świnie ale i pełni oddania, zaufani i wyciągający z przeróżnych opresji, są klienci, wymagający szczerości i profesjonalizmu, ale i tacy, którzy żądają od kobiety-prawnika czegoś, wręcz niesmacznego, a nawet są tak wyrachowani, którzy chcą wykorzystać jej uczucia do różnego rodzaju malwersacji. Przekrój relacji międzyludzkich mamy w tej książce naprawdę solidny. Co więcej, odniosłam wrażenie, że im bardziej prestiżowe stanowisko, tym częstsze różnego rodzaju pokusy.
Wreszcie mamy też wątki miłosne, które nie są oczywiste, ale budują napięcie podczas czytania i też skłaniają do przemyśleń, bo okazuje się że kobieta, która ma władzę musi być ostrożna, ponieważ wokół niej znajdzie się wiele osób, które będą chciały za wszelką cenę skorzystać z jej umiejętności, posuwając się nawet do udawanej miłości.
..no i tak przyznam, że czytając tę książkę przez pryzmat opisywanych w niej wydarzeń, ludzi i uczuć mam mętlik w głowie. Zaczęłam się zastanawiać czy lepsze jest uprawianie swojego ogródka, czy niebezpieczne wkraczanie z buciorami na teren cudzych idei, czy lepiej mieć mało i żyć bezpiecznie, czy dużo i żyć w ciągłym stresie. Niby pieniądze szczęścia nie dają, ale ich brak też przecież nie pomaga. Co zatem lepsze?
Zdaję sobie sprawę, że pasjonaci stwierdzą, że należy łączyć pracę z pasją, tudzież pasję przekuć w zawodowstwo, ale obecne realia wymagają dokonywania bolesnych wyborów.
Nie takiej książki na wakacje chciałam. Nie taki miałam plan. Chciałam lekkiego romansu z nutką Manhattanu, luksusowych marek, takich jak: Dior, Louboutin, Jimmy Choo etc. A dostałam przekrojową charakterystykę kobiety urabiającej się po łokcie, która ma problem z odnalezieniem prawdziwej miłości i bezinteresownej przyjaźni, która prowokowała mnie do egzystencjalnych rozważań.
Co nie zmienia faktu, że warto zajrzeć pod okładkę. Szczególnie polecam to tym, którzy zaczytują się w idealnych fabułach powieści erotycznych, w których życie wydaje się być fikcją wyssaną z palca. Mam poczucie, że ta książka, poza tym, iż jest doskonałym przekrojem ludzkich charakterów, otwiera oczy tym, którzy idealizują świat nam odległy.
Na mnie ta proza zadziałała, przestałam idealizować wielkomiejski świat bezproblemowego NY, bo w końcu czy jest on aż tak odległy, by nie posiadał wad dostrzegalnych za naszym oknem?
Bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Jest tak lekki, zdania wydają się z jednej strony bardzo dopracowane, a z drugiej całkowicie niewyuszone. Podziwiam:)
OdpowiedzUsuńCo do książki, cóż, cieszę się, że okazała się mieć drugie dno, gdyż nie jestem zwolenniczką lekkich lekturek:) Ale zdaża sie, zdaża...
..no wiadomo, że i te lekkie warto czasem poczytać :) ..tym bardziej, gdy okazuje się, że są faktycznie wartościowe i dają do myślenia ;)
OdpowiedzUsuń..i bardzo Ci dziękuję za miłe słowa. Mój styl faktycznie jest dość specyficzny, więc tym bardziej dziękuję :)
Przyłączam się do pochwał za świetny styl. Z przyjemnością czytam takie recenzje :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, zapraszam zatem do czytania mojego bloga ;)
Usuń..a przy okazji chętnie też zajrzę do niezapominajkowej przestrzeni :)