Wiem, że ostatnio nie opisuję wielu pozycji książkowych, ale czytam cały czas sporo. Zwykle zagłębiam się w lekturę, gdy karmię mojego malucha. Mamy kilka takich rytuałów, dzięki którym cały czas znajduję czas na książki podczas zwariowanego trybu życia, jaki prowadzę wraz z moim uroczym niemowlakiem :)
Dziś opiszę książkę, która bardzo głęboko utkwiła w mojej głowie. Jest nią "Kolacja" Hermana Kocha. Sama fabuła trochę przypominała mi "Rzeź" Polańskiego. Zarówno w książce, jak i filmie mamy do czynienia z treścią minimalistyczną. U Kocha rzecz rozgrywa się w restauracji, podczas kolacji. Cała książka zbudowana jest jakby między posiłkami. To właśnie one budują napięcie i swoistego rodzaju przerywnik, a może nawet prowokują akcję do tego, by przyspieszyła, gdy zbliżamy się do głównego dania, a w momencie kulminacji czujemy, tak jak nasi bohaterzy, pewnego rodzaju sytość.
Kolacja, jaką możemy odbyć, wraz z naszymi postaciami, jest przełomowa dla dwóch rodzin. Trudno mi przybliżyć fabułę, gdyż sama treść jest bardzo jednoznaczna i prowadzi do oczywistych wniosków, które są pomimo wszystko tak zaskakujące, że książkę będę pamiętać długo, a nawet bardzo długo. Nie chcę jednak Wam sugerować tego, co mnie bardzo zaskoczyło.
Chyba to będzie jedna z najkrótszych recenzji, jaką dane mi napisać, ale chciałabym w tej treści zawrzeć jedną prawdę o książce. To najbardziej intrygująca i inteligentna lektura, jaką dane było mi przeczytać. Bardzo gorąco polecam ją każdemu, kto chciałby uniknąć sztampy podczas czytania.
Dodam jeszcze na zachętę, że okładka (co widzicie) jest w moim odczuciu imponująca. Tak prosta i zarazem oddająca głębię, to smaczny minimalizm, który możemy obserwować również podczas czytania. Więcej nie dodam, zerknijcie pod okładkę, a przekonacie się, że warto.
Zaciekawiłaś mnie. Minmalizm jest ostatnio w modzie. Może zajrzę, jak będę miała okazję.
OdpowiedzUsuń