Ciekawie zapowiadała się książka Becky Wade "Uparte serce", którą postanowiłam przeczytać. Słyszałam także wiele ciepłych słów na temat Wydawnictwa Święty Wojciech. Przyznam szczerze, że urokliwa okładka, ciekawy opis i interesujące zdania, wyrwane z kontekstu, które bardzo lubię czytać, okazały się niekoniecznie wiarygodne.
Fabuła całości jest całkiem przyjemna. Główna bohaterka poznaje przystojnego mężczyznę, który sporo przeszedł i postanowił wycofać się z życia. Kate czuje, że musi pomóc Mattowi. Jest przekonana, że nie bez powodu Bóg postanowił zaingerować w jej życie..
No i tu mi trochę zaczęło zgrzytać. Być może to właśnie specyfika publikacji tego Wydawnictwa, ale bardzo dużo mamy ingerencji samego Boga w losy tej dwójki bohaterów. Nie mam nic przeciwko tej koncepcji, sama jestem wierząca, ale przez tę sporą ilość wstawek związanych z ogólnie pojętym hasłem: "Bóg tak chciał", nie potrafiłam odnaleźć się na kolejnych stronach książki.
Fabuła wymknęła się mojej percepcji. Proza życia stała się jakaś transcendentna, ale w banalny, wręcz kiczowaty sposób. Ogólny zamysł, który być może miał sens, został potraktowany bardzo dosadnie. W pewnym momencie Bóg prowadził główną bohaterkę niemal za rękę, zaś ona podporządkowała mu wszystko, nawet swoje uczucia względem Matta. Poświęciła je, by wykonać zadanie, które jej powierzono.
Dziwna książka. Naprawdę nie spotkałam się jeszcze z taką literaturą i muszę przyznać, że nie wiem, czy miałabym ochotę poznać kolejną pozycję o podobnym rozwiązaniu w fabule. Zdecydowanie wolę mieć świadomość, że to od bohaterów i ich intelektu zależy, jak postąpią. Tym bardziej, że nigdy nie lubiłam w literaturze toposów w stylu człowiek - Boże igrzysko.
Jeśli chcecie się przekonać, o czym piszę - spróbujcie, być może Wam książka przypadnie do gustu, bo prawdę mówiąc jest ona lekka i bardzo szybko można się w niej zatopić. To co mi nie odpowiadało, być może Wam się spodoba.
***
Dziś na dokładkę podstawki z juty, które wykonał mój mąż. W naszym domku sprawdzają się naprawdę dobrze. Lubię je używać, bo mam zwyczaj biegania z kubeczkiem herbaty. W tej mojej, prywatnej sztafecie podstawek nigdy dość! Grunt, żeby zawsze były pod ręką, gdy są potrzebne.
Ponadto, w naszej magicznej przestrzeni nie używamy obrusików, serwetek i innych podobnych gadżetów. Do podstawek stworzyliśmy bardzo poręczne podkładki, które pełnią wiele funkcji, od ozdobnej, po praktyczną (moją ulubioną) ;)
Jeśli podoba Wam się nasze rękodzieło zapraszamy do komentowania i kontaktowania się z nami retrams7@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz