poniedziałek, 24 listopada 2014

Niepocieszona

Czekałam z niecierpliwością na kolejną część losów bohaterów Malowniczego. Po pierwszej części Magdaleny Kordel "Malownicze. Wymarzony dom", nadeszła wreszcie wyczekiwana część druga "Malownicze. Wymarzony czas". Oczekiwań wobec tek książki miałam dość sporo. Miała być przyjemna i interesująca, dobrze napisana i wciągająca, z ogromnym poczuciem humoru i sporą dawką optymizmu. Jednym słowem taka, jak inne jej książki - doskonała!

Okazało się jednak, że ta druga część pomimo tego, iż była naprawdę sympatyczną lekturą zatraciła swój specyficzny magnetyzm, który miały pozostałe pozycje tej autorki. Bardzo przewidywalnej treści nie zakłócił nawet mężczyzna z bronią, co może świadczyć o tym, że fabuła była trochę pretensjonalna. Irytowały mnie bardzo liczne literówki, bo choć zdaję sobie sprawę, że każdy ma prawo popełniać błędy, to w momencie, gdy mamy do czynienia z wydaną już książką, która przeszła przez kontrolę autorki, korektę i przez sztab innych ludzi odpowiedzialnych za jej wydanie, oczekuję niemal hiperpoprawności. 

Jeśli chodzi o fabułę, to mamy w niej do czynienia z kontynuacją losów Madeleine i jej niespodziewanych gości. Dzieje się u niej wiele. Czasem dziwię się, jak w takim chaosie można odnaleźć siebie i zapanować nad codziennością? Opisane przez autorkę epizody do mnie nie trafiały. W nadmiarze detali zagubiłam tę przyjemną dla oka płynność w postaci uroczej narracji. W książce po prostu wiele się działo, wiele nieistotnych drobiazgów poznałam, zaś sporo tych przyjemnych detali nie miałam okazji zagłębić. Tym razem moja estetyka i odbiór książki okazały się absolutnie niekompatybilne z pomysłem autorki.

Szczerze powiedziawszy, czuję się trochę zaniedbana i potraktowana jakoś tak pośpiesznie, co przeszkadza mi w momencie, gdy czekam z niecierpliwością na kolejna dawkę ciekawych historii z Malowniczego. Być może to subiektywne odczucie, ale mam poczucie, że autorka wyjątkowo pośpiesznie stworzyła tę książkę. Brakowało mi elementów zaskoczenia, a przez treść niemal przeleciałam, nie zatrzymując się nad żadnym wątkiem, nie skupiając się na losach poszczególnych bohaterów. To była szybka i niezwykle pobieżna lektura z mojej strony, ponieważ nie miałam powodów na to, by coś przeanalizować, czy nawet zaśmiać się.

Muszę przyznać, że moja ogromna sympatia do autorki nieco osłabła, choć wierzę, że jej kolejna książka będzie porywająca, bardziej refleksyjna i zmusi mnie do tego, by choć na chwilę zatrzymać się w trakcie czytania. Taką poprzeczkę postawiła sama autorka, więc i ja tego od niej wymagam.

Żeby ta recenzja nie okazała się tak paskudnie krytyczna i zniechęcająca, to oczywiście zachęcam do czytania i budowania własnej oceny. Ja zapewniam, że po kolejną książkę Magdaleny Kordel sięgnę, choć już nie czekam na nią z niecierpliwością. Chyba wolałabym, by była dla mnie kolejną literacką ucztą, a nie pośpiesznie dokończoną fabułą, którą przeczytam i o której bardzo szybko zapomnę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz