wtorek, 24 grudnia 2013
poniedziałek, 23 grudnia 2013
Pogodna lektura
Moja ostatnia książka Magdaleny Witkiewicz, do której mam dostęp, to "Ballada o ciotce Matyldzie". Przyznam, że bardzo przypadły mi do gustu jej powieści i szkoda mi, że przeczytałam już niemal wszystkie. Polubiłam je głównie za to, że każda z książek traktuje o czymś innym, że każda jest na swój sposób odrębną całością, innym egzystencjalnym problemem, kryjącym głębsze przesłanie.
"Balladę o ciotce Matyldzie" mogę porównać do pogodnej rozprawy, która porządkuje emocje po przykrych życiowych wydarzeniach. Autorka próbuje uzmysłowić nam, że nie jesteśmy wieczni, dlatego warto do życia podchodzić z uśmiechem, z optymizmem i z wiarą w sukces. W ten sposób zaskarbimy sobie zaufanie innych, a także cenną przyjaźń.
Główna bohaterka, po śmierci ciotki, układa swoje życie od początku. Nie jest to takie proste, gdy ma się malutką córeczkę - pierwsze dziecko i nieodpowiedzialnego męża, który jest marynarzem i naukowcem. Życie nie oszczędza Joanny, ale prowokuje ją do ciągłej walki. Umierająca ciotka pozostawia po sobie tajemniczy biznes i przyjaciół, którzy mają pomóc samotnej Joannie w dojściu do względnego ładu. Sytuacja głównej bohaterki komplikuje się nie raz, ale dzięki pomocy nabytych (poniekąd w spadku) przyjaciół dziewczyna zaczyna układać swoje życie i powoli osiąga sukcesy na różnych płaszczyznach.
Zdaję sobie sprawę, że w książkach Magdaleny Witkiewicz wiele się dzieje, że rozwiązania zwykle są pozytywne, a życie głównych bohaterów się układa. Wiem, że piszę o fikcji literackiej, ale chciałabym, żeby każdy z nas
miał możliwość poczuć, choć przez chwilę, że jest kochany, że ma
życzliwych przyjaciół i czuje się spełnionym człowiekiem.

Lekturę polecam każdemu, kto lubi ciepłe obyczajowe treści. Uważam, że to godna polecenia pozycja dla wszystkich, którzy w świątecznym rozgardiaszu mieliby ochotę przeczytać coś przyjemnego. Bardzo chciałabym, by ta książka skłoniła do głębszej refleksji, być może udzielił mi się przedświąteczny nastrój, ale naprawdę mam poczucie, że dając drugiemu bezinteresownie odrobinę siebie, możemy zyskać dużo, dużo więcej..
sobota, 21 grudnia 2013
Świat programowania i samorealizacji, czyli o NLP
Jakoś poza beletrystyką zaglądam coraz częściej do książek, które poszukują odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Jedną z takich pozycji jest książka "NLP Wprowadzenie do programowania neurolingwistycznego", którą popełnili Joseph O'Connor i John Seymour.
Może zacznę od tego, że chciałabym wytłumaczyć o co tak naprawdę chodzi autorom tej książki. Sama nazwa, choć brzmi dość tajemniczo, składa się z trzech elementów. Neuro - związane jest z naszym układem nerwowym i procesami myślowymi, które w organizmie zachodzą. Lingwistyczne - dotyczy języka, który pozwala nam komunikować myśli i oddziaływać słowami na innych. Programowanie - nawiązuje do pewnego rodzaju nawyków, które w sobie wykształcamy i które możemy w sobie wypracować.
Przyznam szczerze, że czytając tę książkę, miałam wrażenie, że poruszam się po delikatnej tematyce w dość bezduszny sposób. Książka jest bardzo fachowa, co nie znaczy, że trudna w odbiorze. Autorzy posługują się wieloma ułatwiającymi zrozumienie rozwiązaniami. Metody, o których piszą wizualizują, w książce jest wiele schematów i rysunków, a trudniejsze fragmenty wzbogacone są przykładami. Muszę przyznać, że już dawno nie czytałam tak dopracowanej o wszelkie szczegóły pozycji. Co do jakości, nie mam najmniejszych wątpliwości, że jest to książka godna polecenia i warta uwagi. Szczególnie dla tych, którzy chcieliby zgłębić tę tematykę.
Sama metoda neurolingwistycznego programowania do mnie nie przemawia. Uważam, że sposób, który przedstawiają jej twórcy, jest zbyt powiązany z manipulacją. Jestem przekonana, że firmy marketingowe, korporacje i trenerzy personalni posługują się tą metodą, gdyż jest ona niewątpliwie dość agresywna.

Z pełną odpowiedzialnością chciałabym polecić tę książkę wszystkim, którzy poszukują sposobów skutecznego działania i samorealizacji. To książka, która rzetelnie prezentuje jedno z wielu rozwiązań. Być może będzie ono dla Ciebie ciekawą propozycją..
Książkę dostałam dzięki uprzejmości wydawnictwa
oraz
współpracy z blogiem Książki Moja Miłość
poniedziałek, 16 grudnia 2013
Obyczajowo rozsmakowana
Prozę Magdaleny Witkiewicz szczerze pokochałam i to uczcie po przeczytaniu kolejnej książki jest jeszcze silniejsze. To proza lekka, aczkolwiek mistrzowsko porusza sznureczki mojej wyobraźni i dociera do zakamarków emocji, które gdzieś są we mnie głęboko ukryte. Czytając "Zamek z pisku" miałam nieodparte wrażenie, że zanurzam się w historię życia Weroniki, ale o jej szczegółach za chwilkę.
Muszę przyznać, że byłam nieco sceptyczna, gdy sięgałam po tę pozycję, bo stwierdziłam, że fabuła mnie nie interesuje, ale książki Magdaleny Witkiewicz mają to do siebie, że czytam je bez opamiętania. Fabuła mi nie odpowiada, bohaterowie irytują, ale jeszcze jedną i kolejną stronę, aż okazuje się, że jestem w połowie lektury i faktycznie czytam z zainteresowaniem. Jeszcze nie odkryłam jak to się dzieje, ale fenomenalnie łatwo wychodzi mi zatapianie się w świecie przedstawionym przez Magdalenę Witkiewicz.
Tym razem poznałam historię Weroniki, kobiety, która bardzo pragnie urodzić dziecko. Początkowo ta bohaterka mnie przerażała i wybitnie irytowała. Po pierwsze, jej problem jest dla mnie nieco odległy. Po wtóre, kobieta zachowywała się tak nieprzyjemnie wobec swojego męża i całego niesprawiedliwego świata, że miałam ochotę dla zasady i na złość bohaterce zamknąć tę książkę i nie czytać dalej. Okazało się, że jej małżeństwo stało się instytucją służącą do celów prokreacyjnych, pozostało odarte z wszelkiej intymności i z emocji, gdyż Weronika postawiła sobie cel, który miała zamiar zrealizować ze swoim mężem.
Możemy podejrzewać, że autorka trochę swoich czytelników postanowiła zwieść, stworzyła bowiem przeszkody, które miały sprawdzić charaktery głównych bohaterów, ich wolę walki i głębię uczucia. Ponadto w życiu kobiety pojawił się inny mężczyzna, Kuba, który okazał się być powiernikiem kłębiących się w kobiecie emocji.

Myślę, że to bardzo przyjemna pozycja obyczajowa. Nie jest wydumana i przekombinowana, opowiada o codziennościach, o zwykłym życiu, którego czasem zazdrościmy innym, nie doceniając w rzeczywistości tego, co daje nam los. Książkę polecam, bo pozwala się zapomnieć i oddać przyjemności wynikającej z czytania.
piątek, 13 grudnia 2013
Demistyfikacja Czarnobyla
W roku, w którym zdarzyła się katastrofa w Czarnobylu byłam miesięcznym dzieckiem i znam tę historię głównie z przekazu rodziców, którzy próbowali mnie przed jej skutkami ochronić. Z efektami radioaktywności walczył cały świat, gdyż było to wydarzenie nowe, a jak wiadomo to, co nowe nie ma definicji i standardowych sposobów reagowania.
Przyznam szczerze, że książka Merle Hilbk "Czarnobyl Baby" zaintrygowała mnie, gdy zerknęłam na tytuł. Mój rocznik to przecież rocznik Czarnobyla, więc założyłam, że ta książka będzie dla mnie pewnego rodzaju podróżą w czasie i przestrzeni. Nie pomyliłam się!
W związku z moim wiekiem czasy powojenne są dla mnie przestrzenią, o której głównie słyszę w rozmowach i wyłącznie dzięki przekazom ustnym jestem w stanie budować w swojej głowie obraz tej epoki. Będąc małym dzieckiem nie musiałam rozumieć, co dzieje się wokół, a gdy moja percepcja podrosła zaczął się już inny świat i inna rzeczywistość. Ubolewam nad tym, ale wyłącznie przez pryzmat pewnej historycznej luki, bo w szkole dowiedziałam się niewiele, a poza nią ciągle zasypywana jestem informacjami, które muszę traktować wybiórczo.
Nie zmienia to faktu, że książka, o której chcę napisać kilka słów, wzbudziła we mnie dziwne uczucia. Przede wszystkim nigdy, ale to nigdy nie pomyślałam o tym, co się dzieje z przestrzenią Czarnobyla obecnie. Nie pomyślałam o tragedii, która dotknęła tysiące ludzi. Nie podejrzewałam, że ich losy nawet dziś są dalekie od ogólnie pojętej normalności, choć dla nich to 'chleb powszedni', bo innego świata nie znają.
Jestem tą wiedzą szczerze przytłoczona. Co więcej, w konfrontacji z Niemką, która poznaje te tereny i o nich pisze, czuję niespójność. Mam wrażenie, że historyczne zaszłości między narodami powodują, że wydźwięk tej książki nie jest obiektywnym reportażem. Mogę się mylić, bo to dla mnie nowe. Wiem jedno ta książka zmieniła moje podejście do świata.

Książka wywarła na mnie ogromne wrażenie, bo jest właśnie taka trochę przegadana i niekompletna. Ten subiektywny sposób przekazu działa na moją wyobraźnie najbardziej twórczo i prawdziwie. Sama mogę pewne wątki traktować bardziej poważnie, a inne 'z przymrużeniem oka', co nie zmienia faktu, że książkę chciałabym bardzo polecić. Warto ją przeczytać, przejrzeć, pobieżnie przewertować, warto choć na chwilę przystanąć i pomyśleć o swoim życiu w konfrontacji z losem innych.. Myślę, że to dobra lekcja pokory.
środa, 11 grudnia 2013
Pointa
Nie potrafię nie skończyć czegoś, co zaczęłam. I choć w sumie o "Pannach roztropnych" Magdaleny Witkiewicz nie jestem w stanie napisać wiele, to chciałabym zaznaczyć, że przeczytałam kontynuację powieści "Milaczek" z zapartym tchem! Tym razem nie zamierzam się rozwodzić nad jej szatą graficzną, ponieważ podczas wyboru tej książki kierowałam się zupełnie innymi przesłankami. Po prostu musiałam wiedzieć, jak potoczą się losy moich ulubionych bohaterów i pewnego psa!

Bohaterowie to niezwykle wyraziste postaci. Zachowują się inaczej niż przeciętni ludzie. Być może są tak przyjemni, bo są po prostu pogodni, a najgorszy z możliwych sknera okazuje się oberwać z kretesem za swoje idiotyczne działania.

To bardzo fajna lektura dla kobiet pragnących oddechu. Warto ją przeczytać, by poprawić sobie humor, bo przecież w tego typu pozycjach wszystkie zawirowania zawsze kończą się pomyślnie :)
środa, 4 grudnia 2013
Wielość, mnogość i porządek
Tak się składa, że po "Zbieg okoliczności" chciałam sięgnąć już od wakacji i przyznam szczerze, że cały czas wierzyłam, że tę książkę uda mi się zdobyć. No i faktycznie, nadszedł grudzień i Katarzyna Pisarzewska nie ma przede mną już tajemnic, bo prawdą jest, że książkę pochłonęłam.

Już dawno nie czytałam w prozie polskiej tak dopracowanej w szczegóły fabuły. Bohaterów, jak już pisałam, mamy w niej mnóstwo, każdemu została poświęcona uwaga, wiemy o nich tyle, by móc zbudować podstawowy portret psychologiczny tych ludzi. Poznajemy ich relacje z innymi i ich wzajemne oddziaływanie na siebie. Muszę przyznać, że miejsce, w którym toczy się akcja również jest przemyślanie. Mam wrażenie, że zostało ono doskonale wybrane, by móc wszystkich bohaterów osadzić w określonych rolach społecznych. Co więcej, z niegrubej książki powstaje monografia miasteczka i jego mieszkańców wraz z kryminalnymi wątkami, które wydarzyły się w ich przestrzeni. Ciągle mam wrażenie, że to niebywałe i przyznam szczerze, że zazdroszczę autorce tych umiejętności.
Być może wątek kryminalny nie jest wyszukany, ale naprawdę podziwiam to, w jaki sposób można za pomocą słów zbudować średniej wielkości miasteczko, położone nieopodal Warszawy, w którym mieszkający ludzie przedstawieni są tak bardzo skrupulatnie i zgrabnie w tę przestrzeń wpleść wątek kryminalny, tak, by czytelnik nie czuł się zagubiony, ale pozytywnie zaskoczony. Co więcej, autorka pokusiła się o zarysowanie wydarzeń z przeszłości, które podkreślają losy bohaterów i nabyte przez nich, dzięki tej przeszłości cechy.
Akcja książki toczy się nieprzerwanie zapewne dzięki wielu dialogom, które ją przyspieszały. To one powodowały, że miałam wrażenie, iż jestem członkiem tej rzeczywistości o której czytam. Lubię to uczucie, bo wiem, że ono oznacza, że czytam naprawdę fajnie skonstruowaną książkę, której fabuła jest bardzo zajmująca.

Subskrybuj:
Posty (Atom)