środa, 23 października 2013

Dobra na smutki

Zatęskniłam za światem bohaterów, którym wszystko się udaje. Być może to trywialne, ale czasem w życiu każdego czytelnika przychodzi taka chwila. To moment oddechu, który ma przegnać codzienne trudy i zmartwienia. Właśnie dlatego bardzo ucieszyła mnie książka Sherryl Woods "Cena marzeń", którą przeczytałam jednym tchem.

Jest to proza z kategorii tych łatwych, lekkich i przyjemnych, po którą sięgam często, by rozładować wszelkiego rodzaju skrajne emocje, które kłębią się gdzieś w mojej głowie. Lubię czasem sięgać po te przewidywalne książki, by razem z bohaterami przeżyć ich happy end. Mam wtedy poczucie, że ogólnie jest dobrze, a jeśli jest chwila, gdy świat daje nam w kość, to za moment wszystko się ułoży. Wystarczy tylko w to wierzyć i nie poddawać się. To taka terapeutyczna lekcja dobrego humoru i optymizmu.

Książka opisuje życie kobiety sukcesu, uporządkowanej prawniczki, która uzmysławia sobie, że jej życie nieco odbiega od ideału, który rysuje się gdzieś głęboko w jej głowie. Pomimo doskonałej sytuacji materialnej, pomimo radości z wykonywanej pracy i spełnienia towarzyskiego, odczuwa ona brak posiadania rodziny.

Helen, główną bohaterkę, poznajemy w momencie, gdy zaczyna zastanawiać się, jak zmienić ów stan? Jej kolejne, abstrakcyjne decyzje, zaskakiwały mnie bardzo. Czytając, miałam poczucie, że książka jest nieco odrealniona, że zachowanie głównej bohaterki dalekie jest od idei głoszonych przez wyzwolone polskie singielki.. ale nie ukrywam, że w tego rodzaju literaturze amerykańskie, bezkompromisowe zachowania, które spotykają się ze społeczną akceptacją, nie przeszkadzają mi w odbiorze całościowym książki. Przyjmuję to jako oczywistość, gdyż autorka, tworząca fabułę żyje w kulturowo odmiennej od naszej rzeczywistości. A być może akceptuję całość dlatego, że lubię szczęśliwe zakończenia.

Chciałabym też poruszyć główny wątek, który zawarty jest w książce, a mianowicie późne macierzyństwo. Prawda jest taka, że nasze społeczeństwo coraz później decyduje się na dziecko, więc niewątpliwie jest to problem, który i nas dotyczy. Im ludzie są bardziej dojrzali, tym trudniej podjąć tę decyzję. Być może właśnie dlatego książka Sherryl Woods została kolejny raz wydana. Problematyka, jaką porusza autorka jest niewątpliwie tematem, który nasze społeczeństwo od pewnego czasu również porusza.  Nie jest to oczywiście rozprawa naukowa, ale fabuła w doskonały sposób uświadamia, że nie warto odwlekać pewnych decyzji na później, bo ono staje się coraz bardziej odległe. Życie jest krótkie, dlatego warto czerpać z niego garściami, rezygnując z subtelnego delektowania się okruchami i odkładania wszystkich frykasów na potem.

Niby przyjemna fabuła o bajkowym zakończeniu, ale problem niewątpliwie ważki, dlatego polecam tę książkę. Po pierwsze, bo to fajna historia o miłości, a właściwie o jej wielu odmianach. Po drugie, bo porusza uniwersalne problemy. Po trzecie (mam nadzieję, że pisząc to, nie wywołam zniechęcenia), bo jest to historia, która posiada szczęśliwy finał. Jestem przekonana, że każdy czytelnik czasem lubi sobie pofolgować i sięgnąć po taką lekturę. 

Książkę dostałam dzięki uprzejmości wydawnictwa


6 komentarzy:

  1. czasami potrzebujemy takiej właśnie książki, w której wszystko się układa...
    co do późnego macierzyństwa, popieram, Twoje spostrzeżenia są jak najbardziej na miejscu :)
    recenzja bardzo mi się podoba, gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, tym bardziej, że podziwiam zaangażowanie z jakim oddajesz się pasji pisania na swoim blogu ;)

      Usuń
  2. Ja właśnie staram się sięgać po coraz "poważniejsze" książki, choć trudno mi się rozstać z tymi lżejszymi, przewidywalnymi. Może i ją przeczytam, jak spotkam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że warto, bo przewidywalność bywa też mocną stroną babskiej prozy. Fajnie czasem wiedzieć, że coś się bohaterom uda, że ich życie się ułoży. To dobrze nastraja ;)

      Usuń
  3. Od czasu do czasu lubię sięgnąć po takie typowo kobiece historie. Gdy czytam takie lekkie i przyjemne książki to nawet nie przeszkadza mi przewidywalność, lubię happy endy. ;)
    PS. Nieopatrznie skasowałam Twój komentarz na moim blogu, przepraszam, ale bardzo dziękuję za odwiedziny. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio stwierdziłam, że także lubię ten specyficzny rodzaj prozy. Zapewne dlatego, że odcina mnie od rzeczywistości, ale też optymistycznie nastraja. Chyba to jej podstawowa potęga! :)

      Usuń