Tym razem kilka słów o książce, po którą sięgnęłam z ogromną dawką dystansu. Jest to pozycja Igi Adams "Smak miłości". Dlaczego tak bardzo się do niej dystansowałam? Otóż, nienawidzę historii Bridget Jones! To dla mnie tak infantylna i absolutnie niekobieca istota, do której nigdy nie pałałam sympatią. Postanowiłam jednak poznać bliżej jej charakter, w końcu swojego wroga należy poznać.

Główna bohaterka - Weronika jest kobietą, w której życiu tworzy się dziwne napięcie. Chce posiadać mężczyznę! Chce wyjść za mąż, dlatego nieustannie poszukuje odpowiedniego kandydata, który zechce ją poślubić. Dziewczyna, zdaje się nie zwracać uwagi na uczucia, tym bardziej, że wszyscy wokół mówią jej, że miłość nie istnieje, że to przereklamowany produkt, że mężczyzna po prostu musi być, zgodnie z zasadą: nieważne jaki, byle był.
Tak prezentuje się cała oś fabuły. Mamy kobietę, która pragnie mieć swojego własnego, prywatnego mężczyznę-męża, ale obecnie ma (niedostępny w jej odczuciu) obiekt westchnień i ogromne ilości pecha, które powodują tak niebywałe żarty sytuacyjne, że aż czasem zastanawiałam się, skąd autorka czerpie te wszystkie pomysły? Mistrzostwem świata była historia, w której Weronika, spiesząc się do auta przyjaciela, który miał ją podwieźć, wsiadła z impetem do samochodu obcego człowieka, myląc dwa identyczne pojazdy. Cóż, polska Bridget Jones ma prawo wywijać i takie numery.